Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Wojna na ambasadorów

Mińsk wezwał swoich przedstawicieli dyplomatycznych z Brukseli i Warszawy i poprosił ambasadorów UE i Polski o opuszczenie Białorusi. Europa odpowiedziała stanowczo: wszyscy ambasadorowie państw unijnych mają w takim razie solidarnie wyjechać z Mińska. Mińsk wezwał swoich przedstawicieli dyplomatycznych z Brukseli i Warszawy i poprosił ambasadorów UE i Polski o opuszczenie Białorusi. Europa odpowiedziała stanowczo: wszyscy ambasadorowie państw unijnych mają w takim razie solidarnie wyjechać z Mińska. Sergei Karpukhin/Reuters / Forum
Zaostrzenie w stosunkach UE–Białoruś to logiczne następstwo kryzysu. Wielcy gracze mają na głowie poważniejsze problemy, dlatego Mińsk musi wymyślać coraz bardziej niezwykłe ekstrawagancje.
Artykuł pochodzi z 10 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 5 marca 2012 r.Polityka Artykuł pochodzi z 10 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 5 marca 2012 r.

Dyplomatyczna wojna między Białorusią i Unią Europejską wybuchła nieoczekiwanie. Kontakty dawno się nie kleją, ale żeby wojna? Od czasu prezydenckich wyborów na Białorusi w grudniu 2010 r., po których represje spadły na głowy opozycji protestującej przeciw fałszerstwom, stosunki białorusko-europejskie weszły w fazę zamrożenia. Unia była szczególnie zawiedziona tym, że Aleksandr Łukaszenka nie dotrzymał warunków umowy. Europejczykom wydawało się, że udało im się dogadać z Łukaszenką w przeddzień wyborów. Umowa była taka: wybory są przyzwoite, Europa miękko krytykuje je za niedoskonałości, a następnie otwiera się przestrzeń do poszerzenia kontaktów – i gospodarczych, i politycznych. Rozmowy w Mińsku prowadzili wtedy ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Polski – Guido Westerwelle i Radek Sikorski. Wrócili z rozmów z Łukaszenką spokojni, że wszystko jest na dobrej drodze. Obiecali Białorusi cztery miliardy euro za dobre sprawowanie.

Znowu nas nabrał

Zamiast tego białoruski prezydent pokazał kły, a represje wobec opozycji po wyborach wykroczyły daleko poza granice możliwe do zaakceptowania. Nawet Moskwa była zaskoczona in minus. Co spowodowało ten nagły zwrot? Nie wiadomo, dość, że od tego momentu pole manewru znacznie się Łukaszence skurczyło. Nie mógł już dłużej grać dobrze wyuczonej roli: straszyć Europę, że Białoruś zostanie wchłonięta przez żądną ekspansji Rosję (choć przedtem ta mantra zawsze działała). Wybory w 2010 r. Unia oceniła jednoznacznie: Łukaszenka nas nabrał – obiecał przyzwoitość i zmiękczenie, a potem wziął wszystkich za twarz i to nawet bardziej, niż miał uprzednio w zwyczaju.

Reklama