Świat

Breivik i Czerwone Brygady

Jak relacjonować proces Breivika

Czy powiększać rozgłos chorych fanatyków? Kto ma receptę?

W kolejnym dniu swego procesu w Oslo Breivik wszedł na salę z wymyślonym przez siebie salutem: zaciśnięta pięść ma – według niego – przedstawiać siłę i honor oraz wyzwanie „marksistowskim tyranom Europy”. Czy media mają ten salut powielać w swoich przekazach i szczegółowo relacjonować postępowanie zbrodniczego fanatyka? Robiłby to pewnie – z inaczej zaciśniętą pięścią i innym trochę hasłem - Mohammed Merah z Tuluzy, gdyby dożył procesu. W miarę jak mnożą się ofiary terroryzmu, jak narastają dramaty, zaczynamy pojmować, że terroryści zabrali nam niezliczoną liczbę pierwszych stron gazet i najlepszy czas antenowy telewizji – co było ich głównym celem.

Tak było zawsze. Wertując roczniki POLITYKI przypomniałem sobie konferencję mediów kiedy 30 lat temu terroryści „Czerwonych Brygad” we Włoszech (i we Francji) zażądali opublikowania manifestów swych uwięzionych kompanów. Publikować czy nie? – na to pytanie redaktorzy mediów odpowiadali rozmaicie. Jak obszernie i w jakim tonie relacjonować ich zbrodnie? - Jedni byli za, taka jest rola mediów – twierdzili. Inni zalecali embargo i powściągliwość. Terroryści znaleźli w mediach niezrównanego sojusznika, staliśmy się marionetkami w rękach szaleńców, którzy chcą zniszczyć wolność – twierdził autor sprawozdania na wspomnianą konferencję (w Strasburgu w 1981 r.)

Terroryzm nie istnieje bez czytelnika i telewidza. Od aktu terroru cierpią bezpośrednie ofiary, ale przecież celem terrorysty nie jest unicestwienie tej czy innej przypadkowej osoby, której osobisty los jest mu obojętny. Poprzez ofiary, które są tylko instrumentem, terrorysta mierzy w społeczność.

Reklama