Premier Chin odwiedził maleńką Islandię. Wen Jiabao, któremu towarzyszy 300-osobowa świta, złożona głównie z biznesmenów, spędził na wyspie aż dwa dni. Oprócz zwyczajowych rozmów z politykami zajrzał na farmę, gdzie dał się sfotografować z jagniątkiem na rękach, oglądał gejzery (a jest dyplomowanym geologiem) i zwiedził elektrownię geotermalną. Chińczycy mają nadzieję, że islandzkie technologie pozyskiwania energii z gorących źródeł da się wykorzystać w Afryce Zachodniej, gdzie chiński biznes jest obecny od lat. Z kolei Islandczycy nie mieliby nic przeciwko, gdyby Chiny wsparły islandzką gospodarkę spustoszoną niedawną plajtą systemu bankowego.
Spore obawy wyspiarzy budzą chińskie ambicje utworzenia na Islandii przyczółka w Arktyce. Lód wokół bieguna północnego szybko topnieje i Chiny próbują dołączyć do wyścigu po arktyczne złoża: ropę naftową, gaz ziemny, diamenty i metale szlachetne. Otwierają się także nowe szlaki żeglugi skracające o tydzień rejs z Dalekiego Wschodu do Europy i Ameryki, dlatego pewien chiński deweloper próbuje kupić fragment wybrzeża i zbudować wielki ośrodek turystyczny z przystanią. Nie wiadomo, czy kurort nie okaże się zalążkiem bazy chińskiej marynarki wojennej. W planie podróży Wen Jiabao po Europie Północnej znalazły się także Niemcy, Szwecja oraz Polska, gdzie chiński premier był ostatnio ćwierć wieku temu.