Corner shop to instytucja. Bo na zakupy idzie się tylko na najbliższy róg. No, chyba że ulubiony corner shop ma się na następnym rogu. Jak corner shop Kashiego.
W corner shopie można kupić mydło i powidło. Wszystko to, czego zapomnieliście w supermarkecie, a teraz jest wam pilnie potrzebne. Po co wyskakuje się w kapciach w przerwie meczu: po piwo, papierosy, gazetę, lody, cukier, papier toaletowy, gumę do żucia, groszek w puszce, tabletkę od bólu głowy, chleb. Jednak, aby corner shop był prawdziwym corner shopem, musi mieć odpowiedniego właściciela. Jeśli Polak otworzy sklepik na rogu, to będzie to polski sklep. Jeśli Włoch, to będzie to włoskie deli. Jeśli Szkot, to będzie to taki sobie zwykły market. Znakomita większość corner shopów należy do Pakistańczyków lub Hindusów, z przewagą tych pierwszych. Jest nawet taki dowcip: Dlaczego Pakistan nie ma narodowej drużyny piłkarskiej? Kiedy Marcin zapytał Kashiego, Kashi odparł z dumą: Bo my gramy w krykieta! A tymczasem odpowiedź brzmi: Bo za każdym razem, kiedy jest rzut rożny (corner), Pakistańczycy otwierają sklep. Kashi, jego wujek i kuzyn pokładali się ze śmiechu, kiedy to usłyszeli.
Jest sobota wielkanocna i Marcin wchodzi do corner shopu Kashiego.
– Salam alejkum, bro – mówi Marcin.
– Sie ma – odpowiada Kashi.
Zaczęło się pięć lat temu, kiedy Marcin wprowadził się do mieszkania w okolicy. Ani się obejrzał, kiedy właściciele lokalnego sklepiku z jedzeniem zaczęli mówić do niego dzień dobry, a na półkach pojawiły się polskie produkty. Parę miesięcy później Marcin uzyskał w corner shopie nieformalną linię kredytową. Potem Kashi przyniósł katalog towarów z polskiej hurtowni i dał go Marcinowi z prośbą, żeby mu zaznaczył, jakich produktów najbardziej pożądają Polacy.