Niemiecka chadecja z kretesem przegrała niedzielne wybory w Nadrenii Północnej-Westfalii. Wybory landowe rzadko budzą zainteresowanie w Europie, ale Nadrenia to najludniejszy kraj związkowy Niemiec, a tamtejsze elekcje uchodzą za barometr nastrojów politycznych w całym kraju. Zwłaszcza gdy głosowanie odbywa się na rok przed wyborami do Bundestagu, a pozycja partii rządzącej jest niepewna. Wybory w Nadrenii wygrali socjaldemokraci i wbrew prognozom nie są skazani na wielką koalicję z chadekami – Zieloni zebrali dość głosów, by zapewnić opozycji większość w Landtagu w Düsseldorfie.
Czy podobna koalicja przejmie w przyszłym roku rządy w Berlinie? Bardzo możliwe. Angela Merkel pozostaje najpopularniejszym politykiem w kraju, ale trend odwrócił się przeciwko niej. Sama kończy już drugą kadencję na stanowisku kanclerza, a kampanię w Nadrenii prowadził jej namaszczony następca, minister środowiska Norbert Röttgen. Co gorsza poległ, proponując mieszkańcom landu politykę zaciskania pasa, którą Merkel ordynuje dziś całej Europie. A to osłabia jej pozycję względem nowego prezydenta Francji, który żąda zaniechania ostrych oszczędności i skupienia się na wzroście.
Jakby tego było mało, przegrana w Nadrenii zbiega się z ponownym wybuchem kryzysu wokół Grecji (czytaj obok). W ubiegłym tygodniu szefowie banków centralnych strefy euro prześcigali się w deklaracjach, że wspólna waluta przetrwa przywrócenie drachmy. Jeśli do tego dojdzie, będzie to klęska polityki antykryzysowej Merkel i gwóźdź do trumny jej koalicji w Berlinie.