Ale tym razem nie miała wyboru: gdyby Irlandczycy odrzucili pakt, ich kraj w przyszłości nie mógłby liczyć na wypłaty z funduszu ratunkowego, dzięki którym dziś utrzymuje wypłacalność. Dobre wieści z Dublina nie zdołały jednak powstrzymać tygodniowych spadków na giełdach i rynku walut. Z paktem czy bez niego, strefa euro wchodzi właśnie w kolejną fazę kryzysu.
W dzień irlandzkiego referendum dwuletnie obligacje Niemiec po raz pierwszy w historii osiągnęły ujemną rentowność. Rząd w Berlinie nie tylko nie płaci odsetek od nowego długu, ale to inwestorzy płacą za możliwość zdeponowania kapitału w niemieckich papierach. Wycofują pieniądze z akcji i mniejszych walut (m.in. złotego), ponieważ boją się częściowego bankructwa Hiszpanii. Rentowność jej 10-letnich obligacji zmierza do 7 proc., przy których Grecja, Irlandia i Portugalia brały pakiety ratunkowe (bailout), a rząd w Madrycie ma powody, by wystąpić o pomoc. Przejął grupę Bankia, ale nie ma 19 mld euro na jej rekapitalizację.
Czwarty bailout byłby ogromnym ciosem w wiarygodność strefy euro, dlatego sama Hiszpania domaga się ratunku jedynie dla banków. Europejski Mechanizm Stabilności (ESM) mógłby wpompować brakujące miliardy bez narzucania rządowi oszczędności, które ten i tak wprowadza. Kłopot w tym, że ESM zacznie działać dopiero latem, a wcześniej strefę euro czekają powtórne wybory w Grecji. Jeśli Ateny zrobią krok w stronę opuszczenia strefy euro, cała uwaga przeniesie się na nie. Ale jeśli wybory przedłużą tylko grecki paraliż polityczny, Hiszpania zostanie zmuszona do pełnego bailoutu.