Jest olimpiada, jest ramadan, jest problem. W tym roku zawody olimpijskie w Londynie zbiegną się częściowo z ramadanem, religijnym obowiązkowym postem muzułmańskim. Przez miesiąc muzułmaninowi nie wolno jeść ani pić od wschodu do zachodu słońca. Sportowcom też. Tymczasem do Londynu przyjedzie 3 tys. zawodników wyznających islam. Jak mają się zachować, aby mieć takie same szanse na medale jak nie-muzułmanie? Bo choć badania naukowe nie potwierdzają, by post mocno muzułmanina osłabiał, to jednak w przypadku konkretnych dyscyplin może mieć problem z utrzymaniem formy. Sprinter biegnący sto metrów o poranku da radę. Ale dziesięcioboista? Albo rowerzyści: muszą chyba przyjmować płyny i kalorie podczas dnia, by walczyć z innymi jak równy z równym?
Delikatna kwestia ramadanu nie uszła uwadze działaczy olimpijskich. Ale nie doszli do jasnych konkluzji. Bo wprawdzie muzułmanin teoretycznie może przesunąć post na późniejszy termin, ale jednak w wielu krajach islamskich jest to źle widziane. A sportowcy są przecież stale pod lupą wszelkich strażników poprawności. Nie da się też tak rozpisać transmisji telewizyjnych, by pogodzić je z ramadanem. A ramadanu nie da się w stu procentach pogodzić z fizjologią wyczynowego sportowca. Cóż, inszallah.