Asad wydaje się coraz bardziej osamotniony
W tej chwili syryjskie ministerstwo obrony jest de facto sparaliżowane. Nie żyją przecież jedni z najważniejszych decycentów odpowiedzialnych za resorty bezpieczeństwa – szef i wiceszef resortu obrony (dwa miesiące temu obaj cudem uszli z innego zamachu). Znalezienie następcy, zwłaszcza Szawkata, będzie nie lada problemem. Był on nie tylko jedną z głównych osób pociągających za syryjskie sznurki władzy, ale także mężem siostry prezydenta - Buszry. Nieco łatwiejsze jest obsadzenie fotela ministra, co stało się zaledwie kilka godzin po zamachu. Nowym ministrem został szef syryjskiego sztabu Fahed Al-Frejdż, który miał dowodzić krwawymi pacyfikacjami syryjskich władz podczas rewolty.
Kilka dni temu z Syrii uciekł jego przyjaciel gen. brygady w Armii Republikańskiej Mansuf Tlas. Wcześniej posłuszeństwo reżimowi wypowiedział ambasador w Iraku. Dołączyli oni do sporej już grupy uciekinierów z syryjskiej armii, w tym kilku wysokich rangą oficerów. Zarówno zamach na wysokiej rangi urzędników, jak i dezercje, to nie lada cios wizerunkowy dla słabnącego reżimu i samego prezydenta Asada (jego nazwisko oznacza z arabskiego "lwa").
Chaos w Syrii pogłębia się
Wokół samego wydarzenia nadal jest sporo niewiadomych. Do odpowiedzialności za ten czyn przyznaje się zarówno Wolna Syryjska Armia, która miała podłożyć bombę kilka dni wcześniej w piwnicach budynku, jak i syryjskie ugrupowanie Brygady Islamu, prawdopodobnie niepowiązane z WSA. Mowa także o „samobójczym ataku”, co raczej wskazywałoby na jakąś komórkę powiązaną z Al Kaidą. Na arabskich forach huczy także od plotek, że za zamachem miał stać sam… Asad, który podejrzewając o nielojalność swoich ludzi postanowił ich w ten sposób wyeliminować.