Trudno powiedzieć, kto zmaterializował się w kinie pod Denver w postaci strzelającego do tłumu człowieka. Może okrutny Joker, może atakujący ofiary halucynogennym gazem (prawdziwy zbrodniarz rozpylił ponoć gaz łzawiący) Strach na Wróble, a może po prostu Bane – główny czarny charakter nowego odcinka filmowej serii o Batmanie, który miał tam swoją premierę. Trudno też ocenić, o co dokładnie chodziło – najpewniej jednak o wcielenie w życie jakiegoś scenariusza opowieści o świecie pełnym przemocy, w którym policja nie jest w stanie obronić ludzi i pojawia się działający niezależnie od niej, wytrenowany i dobrze wyposażony człowiek-nietoperz. Może chodziło to, żeby go wywołać? Zresztą z relacji uczestników tragicznego seansu wynika, że początkowo wzięli zabójcę za jakąś dodatkową atrakcję premiery – co też przypomina scenariusz jednego z „Batmanów”, w którym grupa złoczyńców wchodzi z bronią na przyjęcie, oznajmiając, że są „atrakcją wieczoru”. Ale Batman nie przyszedł.
Seria komiksów o Batmanie zawsze wydawała się najbardziej realistyczna spośród historii o superbohaterach - prezentowała człowieka z krwi i kości, który nie wykorzystuje zdolności nadprzyrodzonych ani magicznych sztuczek. Ale jednocześnie od początku był w niej element szaleństwa w sposobie przedstawiania zdegenerowanej przestępczości w Ameryce – wątek obecny był już przed wojną, gdy „Batman” powstawał, a mocniej wyeksponowany przez późniejsze, bardziej głębokie i dojrzałe, ale tez mroczne komiksy Franka Millera. To z nich czerpie inspirację najnowsza trylogia Christophera Nolana, rozpoczęta siedem lat temu filmem „Batman: Początek”, a kontynuowana „Mrocznym Rycerzem” (2008) i pokazywanym dziś w Ameryce (polska premiera za tydzień) „Mroczny Rycerz powstaje” – świetnie przyjmowanymi zarówno przez publiczność, jak i krytykę.