EL PAIS: W 2009 r. Nagroda Nerudy w kategorii poezji, a w maju br. Nagroda Królowej Zofii dla twórców poezji iberoamerykańskiej. Przyjemnie dostawać takie wyróżnienia?
Ernesto Cardenal: Pierwszym, jakie kiedykolwiek dostałem, była Nagroda Nerudy. Gdy wręczyła mi ją prezydent Chile w Palacio de la Moneda (siedzibie prezydentów Chile – przyp. FORUM), powiedziałem, że uważam się za najrzadziej nagradzanego poetę w świecie hiszpańskojęzycznym. Teraz mam już dwie nagrody. Nadal niezbyt wiele, ale zawsze coś…
To boli?
Nie, jest mi to obojętne. Nie interesują mnie hołdy.
Idąc na to spotkanie, myślałem sobie, ilu ludzi cierpi niedostatek i czy można im dać jakąś nadzieję na poprawę sytuacji. Jakiś pomysł?
Nadzieję taką dać może Ewangelia, zapowiedź przyjścia Królestwa Bożego. Przypominam też, co głosił marksizm: pojawienie się nowego społeczeństwa opartego na sprawiedliwości i pozbawionego klas. Nastanie idealnego społeczeństwa komunistycznego, które byłoby odpowiednikiem Królestwa Bożego na ziemi. Chrześcijaństwo i marksizm są dla mnie jednym i tym samym.
Czy marksizm nie ustrzegł się błędów? A raczej czy nie ustrzegli się ich ci, którzy próbowali go wprowadzać w życie….
Oczywiście, że mam świadomość popełnionych błędów. Chrześcijaństwo też ich ma sporo na koncie. Dość powiedzieć o okropnościach krucjat, inkwizycji, papieżach epok renesansu…
Tylko renesansu? A współczesnych?
Ci są tak samo źli, ale nie wszyscy, niektórzy.
A gdyby wybierać między mniej i bardziej złymi? Między Wojtyłą, który zrobił panu awanturę zaraz po wyjściu z samolotu podczas pielgrzymki do Nikaragui, a Ratzingerem?
Co tu dużo gadać, są tacy sami.