Der Spiegel: Panie Todenhöfer, od wielu tygodni krytykuje pan relacje z Syrii w mediach. Co ma im pan do zarzucenia?
Jürgen Todenhöfer: Osobliwą jednostronność. O sposobie postrzegania tego konfliktu decydują rebelianci i ich medialna strategia. „Fałszuje się filmy wideo, w bardzo perfidny sposób miesza dziennikarstwo z aktywnym wspieraniem” – jak stwierdza nawet znakomity fotograf Spiegla, Marcel Mettelsiefen. W relacjach, jakie znajduję wszędzie – niestety także w Spieglu, spod pańskiego pióra, panie Reuter – mowa jest zawsze o tym, że „dyktator morduje swó j naród”. Kompletnie pomija się problemy, z jakimi boryka się Syria.
Christoph Reuter: My w ciągu ostatnich miesięcy jedenaście razy jeździliśmy do Syrii, i zbieraliśmy na miejscu dokładnie takie informacje.
JT: : Ale rebelianci to nie są przecież ci dobrzy i szlachetni, oni dokładnie tak samo mordują i manipulują. Wojna nigdy nie jest fair, po żadnej ze stron. Budzi ona w ludziach najniższe instynkty. W Syrii jedna połowa kraju walczy przeciwko drugiej połowie. Na tym polega tragedia Syrii.
CR: : Nie może pan tego zrównywać na poważnie. W ciągu ostatnich miesięcy zjeździliśmy miasta i wioski, odwiedziliśmy z pewnością 70 procent zamieszkanego terytorium kraju. Widzieliśmy, jak dzielnice mieszkaniowe,nawet szpitale i apteki, znalazły się pod ciężkim ostrzałem moździerzy i granatników. Homs wygląda dziś jak niegdyś Stalingrad. Rebelianci nie mają czołgów, samolotów bojowych ani śmigłowców. Ich broń, to kałasznikowy i pancerzownice.
JT: To wystarcza, aby zabić 50 żołnierzy dziennie.