W pochmurne przedpołudnie dwaj nieprzeciętnie barczyści mężczyźni stoją przed furtką pewnego domu jednorodzinnego. Sammy, rodem z Bośni, ma jasne włosy i opaloną twarz. Drugi, zwany Machete, to 43-letni Turek – worki pod oczami, kędzierzawa czupryna, zaczesana do tyłu i wygładzona żelem. Obaj mają czarne bluzy, czarne sztruksowe spodnie, wysokie czarne buty. Sammy dzwoni. Raz, drugi raz. Nic. Wtedy Machete, który stoi za nim z założonymi rękami, widzi, że w sąsiednim domu ktoś porusza firanką. – Sammy! – syczy. Mężczyzna rusza. Kiedy również drzwi domu obok pozostają zamknięte mimo kilkakrotnego naciskania dzwonka, maszeruje do uchylonego okna. – Proszę się nie bać! – woła przez szparę. – Chcemy tylko porozmawiać o państwa sąsiadach.
Chwilę później drzwi otwiera zdenerwowana starsza kobieta. Sammy uśmiecha się życzliwie i wymienia nazwisko sąsiada. Kobieta kiwa głową. W tym momencie Sammy kładzie rękę na jej klamce. – No ładnie – mówi. Jej spojrzenie wędruje od grubych palców poprzez szeroką klatkę piersiową aż do ciemnych kresek tatuażu, którego końce wyłaniają się spod kołnierza bluzy. Potem kobieta zaczyna mówić. O długach sąsiada. O tym, że wszyscy w sąsiedztwie wiedzą, że na tego typa trzeba uważać. I o wielkim ciemnym samochodzie, jakim jeździ. Może zauważyła, jakiej marki jest auto? – pyta Sammy. – Audi – odpowiada kobieta, już pewniejszym głosem. – Chyba A6. – Dziękuję – mówi Bośniak, puszczając klamkę. – Bardzo nam pani pomogła.
Nadejdzie dzień zapłaty
W samym środku Niemiec w biały dzień do drzwi dzwonią mężczyźni, którzy wyglądają jak postacie z filmu Quentina Tarantino.