Dokąd zaprowadzi oburzenie wyznawców islamu pomstujących na kontrowersyjny film o Mahomecie? „Niewinność muzułmanów” jest filmem słabym i islamożerczym, zresztą mało kto obejrzał go w całości, bo opinię o tej niezależnej półamatorskiej produkcji można wyrobić sobie jedynie na podstawie fragmentów dostępnych w Internecie. Filmu nie widziały więc tłumy, które od Maroka po Indonezję i Australię domagały się ścięcia twórców za znieważenie Proroka, paliły amerykańskie flagi, szturmowały bary szybkiej obsługi i zachodnie, głównie amerykańskie, ambasady. Przy okazji dość łatwo uznano, że film był bezpośrednią przyczyną ataków na konsulat USA w libijskim Bengazi, gdzie zginął amerykański ambasador, oraz samobójczej akcji afgańskich talibów w prowincji Helmand, w wyniku której zniszczono kilka myśliwców koalicji. Obie akcje były pewnie przygotowane zawczasu, ale wzmocniły wrażenie, spotęgowane kolejną rocznicą 11 września, że w świecie muzułmańskim wezbrała potężna fala antyamerykanizmu.
W tej fali każdy widzi to, co chce. Tak silna reakcja ma być m.in. jednym z efektów biedy, sporu szyitów z sunnitami i zeszłorocznych rewolucji. Dotąd dyktatorzy trzymali w ryzach religijnych fundamentalistów, teraz policja i służby specjalne są słabe, a przywódcy religijni mogą bez przeszkód mobilizować radykalną, krzykliwą mniejszość, a czasem – jak w Egipcie – także kibiców piłkarskich. I dalej: zeświecczony Zachód zbyt łatwo zapomina, jak religijni są muzułmanie, ostatnie tak gwałtowne protesty wybuchły siedem lat temu w związku z karykaturami Mahometa. Poza tym muzułmanie starannie pielęgnują poczucie krzywd doznawanych od zachodniej cywilizacji.