Przedterminowe wybory do białoruskiej Izby Reprezentantów rozpoczęły się już pięć dni temu, wzięli w nich udział przede wszystkim pracownicy państwowych zakładów i urzędnicy. Dziś zasadniczy dzień wyborów. Reżim nie musi nawet specjalnie się starać, bo opozycja jak zwykle się pokłóciła.
„Białoruska opozycja, zamiast ścierać się na programy, stanęła przed dylematem praktycznym: bojkotować wybory czy brać w nich udział, legitymizując w ten sposób farsę Łukaszenki? Demokratyczni liderzy spotykali się wielokrotnie, dyskutowali przez wiele miesięcy, zawiązali nawet koalicję sześciu ugrupowań. Mieli zamiar ustalić wspólne stanowisko, ale nie zdołali niczego uzgodnić.
Zgodni są tylko co do jednego: 23 września opozycyjny kandydat na posła może zebrać nawet 100 proc. głosów w okręgu, ale jeśli prezydent go nie zaakceptuje, to i tak nie obejmie mandatu. Demokratycznych wyborów nie było na Białorusi od 1995 r., kiedy rozpędzono parlament. Być może teraz Aleksandr Łukaszenka dopuści do składu 110-osobowej Izby Reprezentantów dwóch, góra trzech ludzi opozycji, ale to będzie pokazówka dla Zachodu, by uwiarygodnić władzę i powrócić do dialogu z Brukselą, zamrożonego z powodu przetrzymywania w więzieniach i koloniach karnych więźniów politycznych. Zatem bojkotować czy nie?”
Więcej o tym, co różni białoruską opozycję i co może parlament na Białorusi, przeczytają Państwo w tygodniku POLITYKA – dostępnym w kioskach i w Polityce Cyfrowej.
Zapraszamy także do udziału w dyskusji: Czy Polska powinna prowadzić bardziej zdecydowane działania wobec łamania standardów demokratycznych na Białorusi?