Odczarowanie narkotyków należy zacząć od języka. Gdy uzbrojonego człowieka, który walczy o jakąś sprawę, chce się pokazać w złym świetle, nazywa się go „terrorystą”. Gdy natomiast uznaje się, że jego sprawa jest prawomocna, piszemy raczej „bojownik”. Tak samo jest... no właśnie, z czym? Fachowo powiemy z „substancjami psychoaktywnymi”. Ci, którzy toczą z nimi wojnę, nazwą je „narkotykami”, „prochami”, a ludzi zażywających – „narkomanami”, „ćpunami”. Palacze tytoniu i pijący alkohol to nie „narkomani”, nie „ćpuny” – ich „narkotyki” są legalne w prawie i kulturze. Jakżeż inaczej – wręcz niewinnie – brzmi słowo „używka”. Tak, te „narkotyki” to niewinne, choć szkodliwe dla zdrowia, „używki”, a ci, którzy je palą, wciągają, wdychają to „użytkownicy”. Czasem, niestety, chorzy. Z chorymi nie toczy się wojny – tu nie ma kontrowersji. Chorych się leczy. Oto, jak język zmienia opowieść i wartościowanie. Czyli w tej sprawie niemal wszystko. A zatem – po pierwsze – język.
Po drugie, doświadczenie. Ponad cztery dekady światowej „wojny z narkotykami” zakończyły się absolutną klęską. Setki tysięcy zabitych, miliony uwięzionych, chorych i nieleczonych, miliardy wydanych dolarów... A ilość używek w obiegu i liczba użytkowników rosną. Wiemy, czego nie robić. To niemało. A czy istnieje plan pozytywny?
Tak, znane są przykłady dobrej polityki – to po trzecie. Portugalia, Szwajcaria, Czechy zaprzestały karania za posiadanie zakazanych używek. Najbardziej kompletny jest model portugalski. Nie karze się tu za posiadanie niewielkiej ilości, wszystko jedno czy to marihuana, kokaina, heroina.