Świat

Fasada i tyły

Nowe życie ambasady Polski w Berlinie

To dobra wiadomość, choć spóźniona o kilkanaście lat. Ambasada RP w Berlinie będzie nareszcie zmodernizowana. Kolejny konkurs architektoniczny jest rozstrzygnięty.

MSZ zapowiada szybkie rozpoczęcie i zakończenie prac. Przestanie nas zawstydzać szara, enerdowska fasada RP przy najbardziej chyba reprezentacyjnej alei Berlina - Unter den Linden, sto metrów od Bramy Brandenburskiej, odbudowanego hotelu „Aldon”, gigantycznej ambasady Rosji, i mniejszych, ale zadbanych ambasad Wielkiej Brytanii, czy tuż w sąsiedztwie – Węgier.

Nie ma powodu wchodzić w dawne żale, skąd ta zwłoka: z powodu administracyjnego bałaganu, naszego wzajemnego kopania się po kostkach w polityce wewnętrznej i robienia sobie na złość – co postanowi jeden rząd, drugi musi unieważnić, aby tylko nie przyznać laurów poprzednikowi… Może teraz to już nie będzie miało znaczenia.

Polska nareszcie będzie miała godną reprezentację w centrum stolicy Niemiec. Tu nie chodzi o lepszą fasadę. Ambasady w dzisiejszej Europie nie są, jak w XIX wieku, miejscem w którym się prowadzi tajną dyplomację. W Unii Europejskiej, gdy szefowie państw i rządów spotykają się co kilka tygodni, ta funkcja poselstw dyplomatycznych przestała być aktualna. Ambasady to biura kontaktowe w sprawach dwustronnych, miejsca szybkich analiz i interwencji w sprawach bieżących, ale też miejsca kameralnych debat przy kominku z politykami, ekonomistami czy intelektualistami nie tylko z obu krajów, także miejsce publicznych spotkań z najróżniejszymi środowiskami.

Dla Polski zwłaszcza w osiemdziesięciomilionowych i terytorialnie rozległych i zróżnicowanych Niemczech każda polska placówka jest na wagę złota. Oszczędności powodują redukcję ich tam gdzie się dublują, na przykład w Lipsku gdzie był jeszcze z czasów enerdowskich zarówno konsulat, jak i ośrodek kultury polskiej. Nie jest natomiast dobrze, gdy – jak doniosły media – „zwija się” się reprezentacyjną dawną ambasadę RP w Kolonii. Nadrenia to nadal jeden z głównych ośrodków gospodarczych, politycznych, kulturalnych, a także polonijnych. Sam Berlin i sama Bruksela nie załatwią tych kontaktów lokalnych, które trzeba podtrzymywać na miejscu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną