Lista FP co roku zmienia się dość mocno i nic dziwnego, bo jest reakcją na bieżące wydarzenia na, nazwijmy to, rynku idei. Trzeba mieć jakiś nowatorski pomysł albo skupić na sobie uwagę światowej (czy też, skromniej mówiąc, magazynowej) publiki. W zeszłym roku światło reflektora padło na ludzi związanych z tak zwaną Arabską Rewolucją. W tym roku na panią Aung San Suu Kyi wespół z reformatorskim prezydentem Birmy Thein Seinem. Nie są to naturalnie żadni jajogłowi, lecz odważni politycy pragnący zmieniać swój kraj na lepsze.
W pierwszej dwudziestce intelektualistów też nie znajdziemy, za to znajdziemy prodemokratycznego prezydenta Tunezji Moncefa Marzouki, państwa Clintonów, Baracka Obamę, a także pasjonata transportu przyszłości Sebastiana Thruna i państwa Gates jako filantropów. Tak naprawdę wyniki plebiscytu FP pokazują nie to, kto na świecie ma łeb jak sklep, ale co jest modne w świecie idei wśród głosujących.
Nie sposób tego traktować jako jakiejś wyroczni, ale nie należy też ignorować. Choćby z czystej ciekawości, co/kto się podoba setkom tysięcy uczestnikom plebiscytu. Z pewnością warto tam zajrzeć, by się czegoś dowiedzieć. Mnie też wiele topowych ponoć nazwisk wcześniej nic nie mówiło i cieszę się, że teraz wiem coś np. o trzech panach, działaczu, ekonomiście i fizyku, którzy mieli uczciwość powiedzieć, że zmienili zdanie w ważnych dla nich sprawach (nr 10 na liście).
Cieszę się z wygranej Birmańczyków, ale cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdyby numerem jeden okazała się Pakistanka Malala Yousfazai. Ta dzielna piętnastolatka rzuciła wyzwanie umysłowym dinozaurom, którzy odmawiają kobietom prawa do nauki. Prosta idea Malali, dla nas tak oczywista, w jej świecie jest śmiertelnie niebezpieczna. Dzięki pożytecznym zabawom takim jak plebiscyt FP uświadamiamy sobie, jak wiele jest do zrobienia w naszym ponoć ,,post-politycznym’’ świecie.