Wszystko może się rypnąć. A raczej na pewno się rypnie.– Najdalej w 2020 r. czeka nas załamanie gospodarcze. Mamy mało czasu! – prorokuje Piero San Giorgio, znany szwajcarski „surwiwalista”.
Huragan Sandy pustoszy amerykańskie Wschodnie Wybrzeże, kurs euro skacze jak szalony, a reaktor w elektrowni jądrowej w Fukuszimie wyrzuca z siebie paskudne radioaktywne cząsteczki? Gdy słuchamy takich nowin, oblatuje nas strach – ale większość nic z tym nie robi. Natomiast surwiwalista trwa w gotowości. Jest pewien, że nadchodzi katastrofa i wręcz na nią czeka. Jego doktryna: działać zawczasu. Tak więc już chomikuje żywność, uczy się sterylizować słoiki albo operować łomem.
Można by rzec, że Francja się boi. Piero San Giorgio, fachowiec o dobrotliwym wyglądzie, sprzedał nie mniej niż 20 tys. egzemplarzy swojej książki „Survivre à l’effondrement économique” (Przetrwać załamanie gospodarcze) wydanej w październiku ub. roku. Jest to summa przeróżnych zaleceń naszpikowana praktycznymi informacjami o produktach, które należy zmagazynować – od strun fortepianowych przydatnych do zakładania pułapek po folię aluminiową, którą można wyłożyć piec słoneczny.
Żywności starczy na dwie doby
Na podobnej zasadzie niesłabnącą popularnością cieszą się kursy pod hasłem „72 Heures sans service public” (72 godziny bez służb użyteczności publicznej), które instruktor przetrwania David Manise organizuje w Paryżu.
– Zapasy towaru w supermarketach wystarczą na dwie doby. Niech tylko wybuchnie strajk transportowców, a nie będzie co jeść. W ciągu dwóch tygodni zapanuje chaos – dowodzi ten Francuz wychowany w Quebecu. On sam, mający w żyłach indiańską krew, od lat kroczył ścieżką wojowników i traperów: Nauczyłem się rozniecać ogień przez pocieranie, tak samo jak inni uczą się zmywania naczyń.