Królewskie dzieci to dziennikarski infantylizm. Rozmiękczają mózg. Mimo to, po tak wielu nieustająco złych wiadomościach, łykamy cokolwiek, co podnosi na duchu, jak spragnieni podróżni natykający się na oazę.
W środku recesji Wielka Brytania wpadła w entuzjazm, gdy William i Kate brali ślub. Gruchano z rozkoszą nad jubileuszem królowej. „Olimpijscy herosi” sprawili, że ugięły się pod nami nogi. Teraz mamy królewską ciążę i twarz narodu rozjaśnił ogromny uśmiech.
O 16.00 w poniedziałkowe popołudnie 3 grudnia każde biuro, sklep, stołówka i plac zabaw przeżywały uniesienie, a przynajmniej tak ogłosiły media.
Kiedy na pierwszych stronach o naszą uwagę walczyło dziesięć różnych tematów, wzloty i upadki tego świata wzajemnie się równoważyły. Można było dostrzec to, co złe, i to, co dobre. Tabloidyzacja zmieniła to w jedną, codziennie dającą nam po głowie dominującą „story”, rozwałkowaną do znudzenia i ciśniętą przed oczy czytelników z pominięciem jakichkolwiek innych wydarzeń. Monotematyczność wypacza naszą percepcję i sprzyja posępnemu cynizmowi wobec świata. Zła wiadomość to zawsze katastrofa, dobra od razu oznacza histerię.
Pełna wersja artykułu dostępna w 50 numerze "Forum".