Świat

Bajka o nahajce

Rycerze prawosławia

materiały prasowe
Kozak nie zdradzi, nie sprzeda, nie okradnie państwa, a będzie go bronić. Także jeśli to państwo rosyjskie.

Bierzemy nóż do ręki, odwracamy ostrze od siebie. Raz! Dwa! Trzy! Wypad! Wybijamy się z lewej nogi, naprzód, nożem tniemy wszystko, co możemy pociąć przeciwnikowi – twarz, szyję, rękę. Listopadowy wieczór w moskiewskiej dzielnicy Sokolniki, 10-piętrowy ceglany dom na terenie byłych zakładów elektromechanicznych. Trening kozackich sztuk walki odbywa się w sali bez klimatyzacji, wielkie okno otwarte jest więc na oścież, choć na dworze minus pięć. Na ścianach dwie reprodukcje ikon. Dwa filary pośrodku są obwiązane wojłokiem – adepci ćwiczą na nich uderzenia. Na zajęcia przyszło 12 osób – ośmiu chłopaków, cztery dziewczyny. Fotografować nie wolno.

Trener – Dmitrij Nienarokow, z Patriarchatu Moskiewskiego Cerkwi prawosławnej, jest spocony i podekscytowany, jak wszyscy uczestnicy ćwiczeń: Pod koniec ćwiczeń powiesimy pod sufitem baranią tuszę, będziemy na niej ćwiczyć. Zwykłym nożykiem do papieru można pociąć taki wielki kawał mięsa i żebra połamać. Kozackie sztuki walki nie są sportem, nabyte pod okiem Nienarokowa umiejętności mają adeptom służyć na ulicach miasta. – Oficerów i kursantów uczymy walki wręcz, posługiwania się białą bronią, saperką, pistoletem używanym jak kastet, nawet telefonem komórkowym. W sztuce walki opieramy się na tradycji, to siedzi głęboko w naszych genach. Doskonale to widać w kozackich tańcach bojowych. Na przykład w hopaku są zakodowane chwyty naszej tradycyjnej sztuki walki.

Treningi odbywają się dwa razy w tygodniu. Budynek, wraz z położoną nieopodal cerkwią Jana Chrzciciela, należy do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej – niedawno wygrała proces o tytuł własności do części nieruchomości na terenie dawnych zakładów. Nienarokow jest setnikiem (dowódcą oddziału w wojsku kozackim, odpowiednikiem porucznika). Jego sotnia Wschód wchodzi w skład oddziału stowarzyszenia Kozaków Moskwy. Moskiewskie stowarzyszenie liczy sześć sotni po 150 osób.

Pełna wersja artykułu dostępna w 50 numerze "Forum".

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną