Pracując nad książką poświęconą dziejom Konga, wykorzystał pan głównie przekazy ustne. Dlaczego?
David van Reybrouck: Jest luka w archiwach. Dotyczy to okresu, gdy Kongo było osobistą własnością króla Belgów Leopolda II. W 1908 r. król spalił część dokumentacji tuż przed przekazaniem swego terytorium państwu belgijskiemu. Belgijska administracja posiada bogate zasoby, ale dostęp do nich jest trudny. W Kinszasie zbiory dokumentów przepadły, rozszabrowano je w trakcie grabieży w latach 90., żeby wykorzystać jako papier pakunkowy. W Kongu znalazłem bogate i dostępne źródła informacji: przekazy ustne. Co prawda średnia długość życia w tym kraju w 1945 r. wynosiła ok. 42 lat, jednak te uśrednione dane odzwierciedlają bardzo wysoką śmiertelność niemowląt, a nie oznaczają braku starców. Fascynujące było wypytywanie ludzi po dziewięćdziesiątce, a czasem mających sto i więcej lat.
Co wiadomo na temat dziejów tego regionu przed przybyciem podróżnika i odkrywcy Henry’ego M. Stanleya?
Obecne terytorium kraju zostało wytyczone w sposób arbitralny przez dwóch ludzi, króla Leopolda i Stanleya, który pewnego dnia w królewskiej willi w Ostendzie rozłożył mapę tych wciąż jeszcze dziewiczych obszarów i ołówkiem nakreślił na niej linie. Ten twór, który pokrywa się mniej więcej z basenem rzeki Kongo, nie miał rzeczywistego odniesienia do życia ludzi. W owym czasie ktoś mieszkający w pobliżu źródeł Konga, w Katandze, nie czuł żadnego związku czy powinowactwa z mieszkańcem okolic ujścia tej rzeki. Stwierdzenie, że przed epoką kolonialną nie było tam żadnych zorganizowanych form życia społecznego, byłoby jednak fałszywe. Już od XV w. portugalscy podróżnicy opisywali istnienie bardzo ważnych podmiotów politycznych: Królestwa Konga, imperiów Luba i Lunda.
Pełna wersja artykułu dostępna w 50 numerze "Forum".