Najnowszy film Kathryn BigelowAutorki” „Wróg numer jeden” o pościgu za Osamą ben Ladenem od początku budził kontrowersje. Gdy do mediów dotarła wiadomość o jego produkcji, prawica oskarżyła producentów o wspieranie kandydatury Baracka Obamy w staraniach o reelekcję. Ich zdaniem obraz miał sławić największy sukces prezydenta, jakim było odnalezienie i zabicie przywódcy Al-Kaidy.
Ostatecznie premierę filmu przełożono na styczeń, czyli na czas po wyborach. Gdy jednak „Wróg numer jeden” wszedł na ekrany, posypały się nań gromy nie z prawej, lecz z lewej strony amerykańskiej sceny politycznej. Liberalnie myślący Amerykanie prawie jednogłośnie oskarżyli dzieło Bigelow o bezkrytyczne popieranie przypadków torturowania więźniów i sugerowanie wbrew faktom, że właśnie te metody doprowadziły amerykańskie tajne służby do kryjówki ben Ladena.
Krytycy określili Bigelow mianem „fetyszystki i sadystki”, która wyprodukowała „paskudny propagandowy zakalec”.
Reżyserka broni swojego filmu. Twierdzi, że jego autentyzm polega raczej na dbałości o szczegóły i odtworzenie klimatu wydarzeń, a mniej na rekonstrukcji faktów historycznych. – Film nie lansuje jednej tezy i nikogo nie osądza. Chodziło mi o ukazanie sytuacji na pierwszej linii frontu – tłumaczy Bigelow. Dodaje też, że nie chce zmieniać świata.
***
„The Hurt Locker. W pułapce wojny” był filmem pięknym i odważnym – tak zaczyna swój list otwarty Naomi Wolf.