Ogłoszenia, nazwy modnych sklepów i restauracji, wiele reklam w Algierze – wszystko w języku francuskim. Nie ma drugiego kraju arabskiego, w którym praktycznie wszyscy swobodnie mówią „językiem kolonizatora”. Algierczycy celują w mieszankach, potrafią zacząć zdanie po arabsku, a skończyć po francusku. Pewnych zwrotów, na przykład – „na lewo”, „na prawo” – po arabsku w ogóle się nie słyszy. Algieria miała pozostać Francją – Paryż chciał ze swoich Arabów zrobić zamorskich Francuzów, forsując kolonizację cywilizacyjną. I czynił to w sposób brutalny.
Algierczycy podają, że kolonializm i wojna o niepodległość kosztowały życie 1,5 mln osób. Może też dlatego język to nie tylko kultura i cywilizacja, lecz ideologia i polityka. „Język francuski to nasz łup wojenny, nasza zdobycz” – twierdził algierski pisarz Kateb Yacine i zalecał rodakom, by korzystali z niej dla rozwoju kraju. Ale większość uznawała to za zdradę ideałów niepodległości. Rządzący w latach 70. Front Wyzwolenia Narodowego postawił na upowszechnienie nauczania w języku arabskim. Czy arabizacja się udała? Trudno jednoznacznie ocenić, w każdym razie nakłady dzienników po arabsku znacznie przewyższają sprzedaż prasy francuskojęzycznej.
Albert Camus, urodzony w Algierii, olbrzym literatury XX w., mógłby służyć za most między Francją i Algierią. Ale czas takich mostów jeszcze nie nadszedł. Dwa lata temu, na 50-lecie śmierci sławnego pisarza, algierskie obchody jubileuszu spaliły na panewce. Camus uważał, że w Algierii Arabowie i Francuzi, zwani przez miejscowych „czarnymi stopami” (pieds noirs), powinni żyć w harmonii.