Potrzebne będzie wiele krwi, by obalić Morsiego – słowa te drobna 30-latka o delikatnej urodzie, w eleganckim płaszczu i z rozpuszczonymi włosami do ramion mówi z pewnością Kasandry. Brzmią groźnie, bo Rasza Elszahid ma dar widzenia. Albo politycznego nosa. Podczas pierwszej rewolucji w styczniu 2011 r. nie przychodziła na plac Tahrir w Kairze, by domagać się ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka (rządzącego Egiptem od 1981 r.). – Wiedziałam, że jeśli wówczas obalimy dyktatora, zastąpi go jeszcze groźniejszy. Mówiłam, że opozycja demokratyczna nie jest jeszcze gotowa do przejęcia władzy.
Była pewna, że do władzy dojdzie Bractwo Muzułmańskie (skłaniające się ku fundamentalizmowi islamskiemu). Teraz jest pewna, że rządzącego od czerwca 2012 r. Mohameda Morsiego nie będzie tak łatwo usunąć jak Mubaraka, za którego nikt nie chciał się bić. – Za Morsim stoją fanatyczni Bracia. Ludzie nazywają Morsiego faraonem, bo chce sprawować boską władzę.
Rasza od początku zaangażowała się w dogrywkę rewolucji. Cele pozostały te same: wolność i równe prawa dla wszystkich obywateli, sprawiedliwość społeczna, ograniczenie władzy wykonawczej i prezydenckiej, zniesienie specjalnych przywilejów armii, niezależność sądownictwa. Tymczasem napisany przez islamistów projekt nowej konstytucji nadaje władzy wykonawczej jeszcze większe uprawnienia, a poprzez podporządkowanie jej sądu najwyższego ogranicza możliwość pociągnięcia prezydenta i rządu do odpowiedzialności. Utrzymuje przywileje armii. Zasady prawa czerpie z szariatu – islamskiego kodeksu prawnego, a policji daje prawo ingerowania w życie prywatne obywateli dla ochrony moralności i podstawowych wartości egipskiej rodziny.