W wielokulturowym Berlinie nie wszyscy są mile widziani. W ostatnich latach mieszkańcom stolicy coraz bardziej przeszkadzają… ich rodacy ze Szwabii. Bo – według miejscowych – Niemcy, którzy przyjeżdżają z Bawarii albo Badenii-Wirtembergii, zamiast przyjmować język i obyczaje panujące w Berlinie, wprowadzają swoje określenia i styl życia. „Już nie mogę kupić u piekarza berlińskiej bułeczki o nazwie Schrippe, tylko szwabską Wecken” – skarżył się niedawno Wolfgang Thierse, wiceprezydent Bundestagu z SPD, i dodawał, że życzyłby sobie, aby Szwabi pojęli, że są w Berlinie, a nie w jednym ze swoich małych miasteczek. Natychmiast pojawili się krytycy, którzy uznali, że gdyby słowo „Szwabi” zastąpić Turkami albo Żydami, wypowiedź Thiersa uznano by za rasistowską i powszechnie potępiono. Ale nie brakuje też opinii, że Thierse powiedział głośno to, co myśli skrycie wielu berlińczyków. Po zjednoczeniu do wschodnioberlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg przybyli młodzi, którzy do dzielnicy robotników, studentów i artystów wprowadzili drobnomieszczański porządek.