Inflacja może stanowić twardy orzech do zgryzienia dla prezesa banku centralnego. Trzeba jednak być dość nietypowym ekonomistą, żeby wiedzieć, co robić, gdy statek kosmiczny zaatakuje międzygwiezdny punkt handlowy i wywoła wzrost cen surowców mineralnych w całej galaktyce. Takim nietypowym ekonomistą jest Eyjólfur Gudmundsson. Pracuje dla islandzkiej firmy CCP Games produkującej gry wideo i nadzoruje wirtualną gospodarkę w grze sieciowej „EVE Online”
Lepiej niż symulacja
W tej grze uczestnicy budują własne statki kosmiczne i przemierzają galaktykę obejmującą 7,5 tys. układów gwiezdnych. Po drodze kupują i sprzedają surowce, spekulują, zakładają banki i tworzą sojusze handlowe. To ogromna gospodarka. Na tym wirtualnym rynku operuje ponad 400 tys. graczy, czyli więcej, niż wynosi liczba mieszkańców Islandii. Gospodarcze zawirowania to dla miłośników tej gry nie pierwszyzna. Inflacja, deflacja, a nawet recesja – wszystko się może zdarzyć. W swoim biurze w Rejkiawiku Gudmundsson kieruje zespołem ośmiu analityków ślęczących nad górami danych, by się upewnić, że wszystko idzie gładko. Jego praca nie różni się aż tak bardzo od zajęcia Bena Bernankego, prezesa Rezerwy Federalnej nadzorującego amerykańską gospodarkę.
Nie jest on jednak wyjątkiem. Wielu specjalistów od ekonomii chętnie zajmuje się badaniem gier wideo. W wirtualnych światach mogą studiować modele, które rzadko są stosowane w realnym życiu. Może to zrewolucjonizować ekonomię. – Teoria ekonomiczna znalazła się obecnie w martwym punkcie – ostatnie przełomowe nowinki pochodzą z lat 60 XX w. W przyszłości trzeba będzie eksperymentować i przeprowadzać symulacje, a społeczności uczestników gier wideo stwarzają nam taką możliwość – mówi grecki ekonomista Janis Warufakis. W czerwcu ub.r. ogłosił na swoim blogu, że został zatrudniony przez firmę Valve, twórcę serii gier wideo „Half-Life”.
Artykuł pochodzi z najnowszego 6 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 11 lutego 2013 r.