Świat

Islamska republika braciszków

Walka o władzę w Iranie

Najwyższy przywódca Chamenei (w środku) i szef parlamentu Ali Laridżani  (z lewej) chcą się pozbyć prezydenta Ahmadineżada (z prawej). Najwyższy przywódca Chamenei (w środku) i szef parlamentu Ali Laridżani (z lewej) chcą się pozbyć prezydenta Ahmadineżada (z prawej). Stringer Iran/Reuters / Forum
Dwaj bracia mogą już niebawem rządzić Iranem. Na cztery miesiące przed wyborami prezydenckimi Najwyższy Przywódca Chamenei próbuje pozbyć się Ahmadineżada, z pomocą klanu Laridżanich.
Przygotowana do lotu w kosmos małpka; mało kto wierzy jednak, że rzeczywiście poleciała, a ci, którzy uwierzyli wątpią, by wróciła - mimo zapewnień propagandy.UPI Photo/eyevine/East News Przygotowana do lotu w kosmos małpka; mało kto wierzy jednak, że rzeczywiście poleciała, a ci, którzy uwierzyli wątpią, by wróciła - mimo zapewnień propagandy.
Chamenei sądził, że Ahmadineżad będzie jego marionetką, w dodatku skuteczną. Było tak do czasów zielonej rewolucji.Daniella Zalcman/Wikipedia Chamenei sądził, że Ahmadineżad będzie jego marionetką, w dodatku skuteczną. Było tak do czasów zielonej rewolucji.

Pod koniec stycznia Irańczycy wysłali małpę w kosmos. Na chwilę przed startem pokazali nawet jej zdjęcia, przerażonej i upchanej jakby w pudełko po butach z dziurkami. Rzeczniczka Białego Domu była oburzona potraktowaniem „biednej małpki”, protesty zgłosili obrońcy praw zwierząt, ale eksperci powątpiewali w prawdziwość tego przedsięwzięcia. Teheran nie rozwiał tych wątpliwości pokazując zdjęcia małej kosmonautki już po powrocie. Szybko okazało się, że na nowych fotografiach jest inna małpa (nie miała charakterystycznej brodawki). Z punktu widzenia Zachodu nie wiadomo, co gorsze: czy to, że małpa z pierwszego zdjęcia rzeczywiście sięgnęła gwiazd, co świadczyłoby o dużym zaawansowaniu irańskiego programu rakietowego, czy też to, że z tych gwiazd nie wróciła i trzeba było pokazać dublerkę.

Biednemu zwierzęciu pozazdrościł prezydent Mahmud Ahmadineżad, który w zeszłym tygodniu zapowiedział, że chce być pierwszym Irańczykiem w kosmosie. Biorąc pod uwagę smutny los pierwszej irańskiej małpy w kosmosie, przeciwnicy prezydenta już zacierają ręce. Na cztery miesiące przed końcem drugiej kadencji Ahmadineżada w irańskiej polityce wrze z powodu sporu między obozem prezydenta, który coraz wyraźniej zmierza do wariantu rosyjskiego (nie może rządzić przez trzy kadencje z rzędu, więc przez następną porządzi jego człowiek, a potem sam wróci do władzy), a religijnym establishmentem. Stojący na jego czele Najwyższy Przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei według dokumentu opublikowanego przez Wikileaks już w 2009 r. miał „dość niesubordynacji tego syna kowala [to o prezydencie – red.] i chciałby, aby zniknął on z powierzchni Ziemi”. Allah czasem spełnia nawet najskrytsze marzenia.

Obecny konflikt między Chameneim i Ahmadineżadem rozgrywany jest wprost przed kamerami telewizji, co wprawia większość Irańczyków w osłupienie. Po rewolucji islamskiej z 1979 r. prawdziwa polityka w Iranie toczyła się wyłącznie w zaciszu gabinetów rządowych i w domach ajatollahów – przekonuje Faliborz Gadar, irański ekspert, mieszkający obecnie w USA. Ostatnia odsłona tego konfliktu w niczym nie odbiegała od najlepszych tradycji dojrzewających demokracji.

Prezentacja wideo

3 lutego prezydent Ahmadineżad pojawił się w parlamencie, aby bronić swojego ministra pracy, któremu groziło odwołanie. Ale zamiast przemawiać, włączył nagranie wideo, na którym Fazel Laridżani, brat obecnego przewodniczącego parlamentu, dogaduje się z urzędnikiem w sprawie lewej sprzedaży państwowego przedsiębiorstwa. „Czy w związku z zachowaniem swojego brata przewodniczący Ali Laridżani jest osobą, która może atakować mój rząd?” – podsumował nagranie Ahmadineżad. Ali Laridżani nie wytrzymał: „Pan stosuje mafijne metody, pan jest człowiekiem bez moralności”.

Za niemoralność w Iranie grozi co najmniej chłosta, ale Laridżani zastosował inną karę. Potraktował prezydenta jak namolnego posła i przez kilkanaście minut nie dopuszczał go do głosu. W końcu Ahmadineżad z hukiem wyszedł z sali obrad, a parlament w chwilę później odwołał ministra. Był to już dziewiąty członek rządu odwołany wbrew woli Ahmadineżada – jeszcze dwóch i w myśl konstytucji cały gabinet będzie musiał ponownie starać się o akceptację parlamentu, co dziś jest już mało realne, bo po ostatnich przetasowaniach wyraźną przewagę liczebną mają w nim ci, którzy według prezydenta „biegają po instrukcje do Kom”. Kom to najważniejszy ośrodek szyickiego islamu w Iranie. Ahmadineżad – znów według Wikileaks – miał stwierdzić, że „parlament jest opanowany przez bezmyślnych żołnierzy ajatollaha Chameneiego”.

Spór między Najwyższym Przywódcą i prezydentem, choć dopiero teraz widoczny w całej okazałości, od początku był wmontowany w system islamskiej republiki. Chamenei dziś wścieka się na Ahmadineżada, ale gdy on sam był prezydentem w latach 80., wielokrotnie wyprowadzał z równowagi Ruhollaha Chomeiniego. Trudno się temu dziwić. Najwyższy Przywódca jest jak papież i może zawetować każdą decyzję prezydenta czy parlamentu. Ale z kolei prezydent Iranu wybierany jest w powszechnych wyborach i kolejni politycy na tym stanowisku, uzbrojeni w poparcie milionów Irańczyków, prędzej czy później buntowali się przeciwko boskiej władzy.

Cały trik polega na tym, aby Najwyższy Przywódca sam wytypował prezydenta, który będzie mu pasował – tłumaczy irański dziennikarz Nader Dżoni. Bo choć prezydenta wybierają wszyscy Irańczycy, to kandydatów wybiera uzależniona od Chameneiego Rada Strażników, która np. do wyborów w 2009 r. dopuściła zaledwie czterech kandydatów z 476 chętnych. Mimo tych obwarowań Chamenei z prezydentami zawsze miał problem.

Pierwszego, Aliego Akbara Rafsandżaniego, dostał z dobrodziejstwem inwentarza – Rafsandżani kilka miesięcy wcześniej załatwił mu posadę Najwyższego, więc Chamenei nie mógł odmówić. Szybko okazało się jednak, że panowie się nie dogadują, ale Najwyższy Przywódca długo nie mógł pozbyć się zbuntowanego prezydenta, bo ten zbudował sobie potężne zaplecze wśród irańskich biznesmenów.

Jego następca Mohammad Chatami miał być już potakiwaczem, a szybko stanął na czele potężnego ruchu reformatorów. Gdy w 2005 r. Chamenei wybrał Ahmadineżada, był przekonany, że ten „syn kowala” będzie jego marionetką, w dodatku bardzo skuteczną. Człowiek z ludu, buchający rewolucyjnym żarem populista, miał „odzyskać” prostych Irańczyków dla reżimu.

Odprysk zielonej rewolucji

Przez pierwszą kadencję Ahmadineżada (2005–09) ten układ działał doskonale. Chamenei zajmował się wielką polityką, programem nuklearnym, rozszerzaniem irańskich wpływów w regionie. A prezydent jeździł po kraju, przemawiał i obrażał Izrael.

Według takich ekspertów jak Mehdi Khaladżi i Alex Vatanka z waszyngtońskiego Middle East Institute, momentem przełomowym była zielona rewolucja, masowe bunty uliczne po prawdopodobnie sfałszowanych wyborach prezydenckich w czerwcu 2009 r. Ahmadineżad, mimo że je oficjalnie wygrał, był ponoć zaszokowany brutalnością, z jaką policja i bojówki lojalne wobec Najwyższego potraktowały demonstrantów. Gdy na jednym z wewnętrznych spotkań zaproponował rozszerzenie wolności osobistych i poluzowanie cenzury, podszedł do niego wpływowy generał Ali Dżafari, spoliczkował go przy wszystkich i zaczął krzyczeć: „To jakaś pomyłka. Ty narobiłeś tego bałaganu, a teraz chcesz im dać wolność?”.

Od tego momentu relacje między Ahmadineżadem i Chameneim były już tylko gorsze. Zaczęły się aresztowania współpracowników prezydenta, pod adresem jego doradcy padły oskarżenia o magię, Chamenei wcisnął mu nawet do rządu swojego człowieka, który miał donosić. Ahmadineżad chciał go odwołać, a gdy Najwyższy się na to nie zgodził, prezydent rozpoczął 11-dniowy strajk: nie pojawiał się na posiedzeniach rządu, odwołał podróże na prowincję, zamknął się w domu.

Do ostatniego upokorzenia doszło w październiku, gdy prezydent chciał odwiedzić swojego współpracownika przetrzymywanego w teherańskim więzieniu Evian. Kontrolowany przez Chameneiego sąd zakazał mu tej wizyty, groteskowo argumentując, że nie leży to w kompetencjach prezydenta. Od 2009 r. Chamenei ostrzeliwał Ahmadineżada z każdej możliwej strony. Nigdy jednak osobiście, bo ma do tego wyspecjalizowaną rodzinę.

Bracia Laridżani kontrolują dziś dwie z trzech władz państwowych w Iranie. Wspomniany już Ali Laridżani jest przewodniczącym parlamentu, a jego młodszy brat Sadek od 2009 r. stoi na czele irańskiego wymiaru sprawiedliwości. Pozostali trzej bracia, choć nie zajmują tak eksponowanych stanowisk, mają równie rozległe wpływy. Najstarszy z całej piątki Muhammad Dżawad piastuje kilkanaście stanowisk, głównie związanych z bezpieczeństwem kraju. Ma doktorat z matematyki z uniwersytetu w Berkeley i często pojawia się w amerykańskich telewizjach, gdzie świetną angielszczyzną wykłada stanowisko reżimu. Kolejny brat, Baker, jest dziekanem wydziału medycyny na Uniwersytecie Teherańskim i jednocześnie potężnym skarbnikiem rodziny. Piąty, najmłodszy Fazel, bohater nagrania wideo, które w parlamencie pokazał Ahmadineżad, jest dyplomatą w Kanadzie, ponoć opiekuje się interesami rodziny w Ameryce Północnej.

Silni bracia Laridżani

Nepotyzm był jednym z największych grzechów poprzedniego reżimu w Iranie. Przed rewolucją 1979 r., która obaliła szacha, powszechnie mówiło się o „tysiącu rodzin”, które rządzą krajem, o szazdech – członkach rodziny królewskiej. Traktowali oni Iran jak własność prywatną, dysponując jego zasobami wedle własnego widzimisię. Rewolucja miała raz na zawsze skończyć z takimi praktykami. Dopóki żył Chomeini, wszelkie przejawy nepotyzmu były ścigane z najwyższą surowością. Jednak po 1989 r. stare praktyki szybko wróciły. Powstała nowa kasta – aga zadech, „synowie elity”. Ich zachowanie praktycznie nie różni się od tego, co za szacha robiła arystokracja, choć obecna arystokracja robi to z namaszczeniem ajatollahów. Wzorcowym przykładem „synów elity” są właśnie bracia Laridżani.

Ich ojciec Mirza Haszem Amoli był szanowanym ajatollahem, ale żaden z braci nie brał bezpośredniego udziału w rewolucji. Zaangażowali się w nią dopiero, gdy było pewne, że przetrwa. Dziś jednak z lubością wspominają swoje kombatanctwo, co często jest przedmiotem żartów – w Teheranie popularny jest refren piosenki: „Pięciu braciszków, gdziekolwiek pójdą, wszystko osikają”.

Bracia Laridżani dzisiejszą pozycję w dużym stopniu zawdzięczają małżeństwom. Ali ożenił się z córką ajatollaha Motahariego, bliskiego współpracownika Chomeiniego, w rodziny ajatollahów wżenili się jeszcze dwaj bracia. W sumie Laridżani są dziś spowinowaceni z prawie 30 ajatollahami i z kilkunastoma generałami Strażników Rewolucji. Co najmniej 20 z 290 członków parlamentu to bliska rodzina pięciu braci.

Przełomowe dla kariery Laridżanich było jednak związanie się z ajatollahem Chameneim. Sadek Laridżani właśnie znajomości z Najwyższym zawdzięcza swój niespodziewany awans z mało znanego duchownego średniej rangi na szefa całego irańskiego sądownictwa. Ali zajmował stanowisko wiceministra obrony, gdy Chamenei był jeszcze prezydentem. Później od swojego patrona dostał ważne stanowisko szefa telewizji i radia. Chamenei ułatwił mu również start kariery politycznej. Gdy Ali pierwszy raz kandydował z Kom do parlamentu, okazało się, że wszyscy kontrkandydaci w jego okręgu wyborczym zostali zdyskwalifikowani.

O zaufaniu, jakim darzy go Najwyższy Przywódca, świadczy to, że Ali Laridżani w latach 2005–07 pełnił newralgiczną funkcję głównego negocjatora w rozmowach z Zachodem o irańskim programie nuklearnym. W 2012 r. w imieniu Najwyższego spotkał się też m.in. z prezydentem Syrii Baszarem Asadem i z całym szefostwem Hamasu. Ahmadineżad, nawet w czasach rozkwitu relacji z Chameneim, nigdy nie miał takich pełnomocnictw.

Bracia Laridżani szczerze nienawidzą się z obecnym prezydentem. Wielokrotnie publicznie wyśmiewali jego niezbyt wyrafinowane maniery. Sami jednak uchodzą za przeintelektualizowanych pyszałków. Oficjalnie Ali skończył filozofię zachodnią i napisał książkę o Immanuelu Kancie. Nieoficjalnie doktorat napisali mu jego podwładni z biura ekspertyz parlamentu. Wspólnie z braćmi robi, co może, aby utrudnić prezydentowi te ostatnie miesiące u władzy. Kilka tygodni temu Ali wspierany przez Sadeka wyrzucił Ahmadineżada z komisji nadzorującej irański bank centralny, co radykalnie zmniejszyło wpływ prezydenta na irańską walutę. Zablokowali również zaproponowane przez Ahmadineżada ograniczenie subsydiowania żywności, co z kolei skończyło się w 2012 r. gigantyczną dziurą budżetową.

Ali Laridżani przygotowuje sobie w ten sposób przedpole – coraz głośniej w Teheranie mówi się o tym, że w czerwcu stanie do wyborów prezydenckich jako faworyt Chameneiego. Najwyższy Przywódca liczy zapewne, że ten pozbawiony wyborców polityk będzie jako prezydent zupełnie od niego uzależniony. Ten wybór może mieć kluczowe znaczenie dla przetrwania w Iranie islamskiego reżimu, gdyż schorowany Chamenei prawdopodobnie nie dotrwa do końca następnej kadencji prezydenckiej. Wcale nie jest pewne, czy wówczas prezydent Laridżani dopuści do wyboru kolejnego Najwyższego, szczególnie że jego religijność i prezentowane żarliwe przywiązanie do islamskiego ustroju są ponoć równie prawdziwe jak jego doktorat.

W końcu przecież najważniejsza jest rodzina. Złośliwi irańscy blogerzy twierdzą nawet, że w styczniu w kosmos nie poleciała żadna małpa, tylko jeden z braci Laridżani, któremu Ali w ostatniej chwili załatwił miejsce w kabinie – bo bracia chcieli być pierwsi przed Ahmadineżadem.

Polityka 07.2013 (2895) z dnia 12.02.2013; Świat; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Islamska republika braciszków"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną