Minęły lata od czasu, gdy Lori Pearson zobaczyła „Pasję”, a wciąż truchleje na myśl o brutalnych obrazach z tego filmu o ostatnich godzinach życia Jezusa. – Pamiętam, że kiedy wyszłam z kina, czułam się fizycznie zmaltretowana – opowiada Pearson, matka wychowująca dwójkę dzieci, z miasta Dublin w Ohio. Kobieta prowadzi stronę z recenzjami filmowymi Kids in Mind. – Scena po scenie, same okrutne tortury. Takie rzeczy zostają później w głowie.
Pearson i jej mąż Aris Christofides od 1992 r. sporządzają szczegółowe opisy filmów, pomagające rodzicom dobierać rozrywkę dla dzieci. Z upływem czasu zdobyli nieoczekiwanych czytelników: dorosłych, którzy sami unikają pewnego rodzaju scen agresji. – Dostajemy wiele e-maili od kobiet, które padły ofiarą przemocy seksualnej i nie chcą oglądać takich sytuacji w kinie. Piszą do nas również uczestnicy wypadków drogowych unikający scen ze zderzeniami samochodów – mówi Pearson. W gorączce debaty o wpływie przemocy w kulturze na agresywne zachowanie łatwo zapomnieć o widzach, na których sceny morderstw i okaleczeń w filmie i telewizji głęboko oddziałują. Tych, którzy wracają do domu i nakrywają głowę kołdrą albo robią wszystko, żeby uniknąć oglądania brutalności.
Chroniczne problemy
Okazuje się, że niektórzy ludzie są bardziej wrażliwi na przedstawienia przemocy z powodu nie tylko własnych doświadczeń, ale również fizjologii. Dla tych osób życie w świecie, gdzie coraz brutalniejsza rozrywka trafia na coraz większe ekrany z coraz bardziej realistycznymi efektami specjalnymi w technologii wysokiej rozdzielczości i w 3D, zaczyna przypominać oblężoną twierdzę.