Minęły lata od czasu, gdy Lori Pearson zobaczyła „Pasję”, a wciąż truchleje na myśl o brutalnych obrazach z tego filmu o ostatnich godzinach życia Jezusa. – Pamiętam, że kiedy wyszłam z kina, czułam się fizycznie zmaltretowana – opowiada Pearson, matka wychowująca dwójkę dzieci, z miasta Dublin w Ohio. Kobieta prowadzi stronę z recenzjami filmowymi Kids in Mind. – Scena po scenie, same okrutne tortury. Takie rzeczy zostają później w głowie.
Pearson i jej mąż Aris Christofides od 1992 r. sporządzają szczegółowe opisy filmów, pomagające rodzicom dobierać rozrywkę dla dzieci. Z upływem czasu zdobyli nieoczekiwanych czytelników: dorosłych, którzy sami unikają pewnego rodzaju scen agresji. – Dostajemy wiele e-maili od kobiet, które padły ofiarą przemocy seksualnej i nie chcą oglądać takich sytuacji w kinie. Piszą do nas również uczestnicy wypadków drogowych unikający scen ze zderzeniami samochodów – mówi Pearson. W gorączce debaty o wpływie przemocy w kulturze na agresywne zachowanie łatwo zapomnieć o widzach, na których sceny morderstw i okaleczeń w filmie i telewizji głęboko oddziałują. Tych, którzy wracają do domu i nakrywają głowę kołdrą albo robią wszystko, żeby uniknąć oglądania brutalności.
Chroniczne problemy
Okazuje się, że niektórzy ludzie są bardziej wrażliwi na przedstawienia przemocy z powodu nie tylko własnych doświadczeń, ale również fizjologii. Dla tych osób życie w świecie, gdzie coraz brutalniejsza rozrywka trafia na coraz większe ekrany z coraz bardziej realistycznymi efektami specjalnymi w technologii wysokiej rozdzielczości i w 3D, zaczyna przypominać oblężoną twierdzę. A Hollywood nie ma szczególnej motywacji, by się nimi przejmować. W zeszłym roku w czołówce najlepiej zarabiających filmów były „Mroczny Rycerz” oraz „Igrzyska śmierci”, a wśród najchętniej oglądanych przez amerykańskich widzów seriali znalazły się „Zabójcze umysły” oraz „Żywe trupy”.
Problem osób szczególnie wrażliwych (Highly Sensitive Person – HSP) po raz pierwszy zbadała w latach 90. XX w. Elaine Aron, psycholożka z San Francisco. Według jej szacunków HSP stanowią od 15 do 20 proc. społeczeństwa. Są bardziej uwrażliwione na smaki i zapachy, a ponadto zwykle reagują silniej na przedstawienia przemocy. Widzom nadwrażliwym skacze puls, uaktywniają się też gruczoły produkujące hormony stresu. Jeszcze dużo później mogą mieć koszmary lub reakcje stresowe w sytuacjach kojarzących się ze obrazami z obejrzanego filmu. Każdy, kto pomyślał o filmie „Szczęki”, brodząc w oceanie, albo o „Psychozie” – pod prysznicem, uzmysłowi sobie, jak głęboko zapadają w nas pewne sceny. Dla niektórych osób obrazy są źródłem prawdziwych chronicznych problemów.
Joan Cantor, emerytowana psycholożka z Uniwersytetu Wisconsin-Madison, zajmująca się oddziaływaniem mediów, do dziś pamięta film „Doczekać zmroku” z Audrey Hepburn z 1967 r., który jako dwudziestolatka zobaczyła w Paryżu. Podobnie jak bohaterka grana przez Hepburn, ślepa dziewczyna ścigana przez przestępców, Cantor była młodą kobietą w obcym otoczeniu. Po wyjściu z kina nie mogła zasnąć przez kilka dni. Później dowiodła, że przemoc ma największy wpływ na osoby młode. Obrazy, które oglądamy w wieku poniżej 13 lat, zostają z nami szczególnie długo, a dzieci w wieku poniżej pięciu lat są prawie całkowicie niezdolne do rozróżnienia fikcji i rzeczywistości.
– Ludzki mózg jest tak zbudowany, żeby reagował negatywnie na przedstawienia przemocy – mówi Cantor. – Reakcja lękowa ma utrzymać nas przy życiu. Czasem słyszę pytania: „Co jest ze mną nie tak? Dlaczego zachowuję się jak dziecko? Mam po takich filmach koszmary, ale mój chłopak chce je ze mną oglądać”. Odpowiadam: „Jesteś po prostu człowiekiem, wszystko jest z tobą w porządku”. Ewolucja przystosowała nasze mózgi do takich reakcji, gdy ludziom jeszcze się nawet nie śniły filmy.
Logika rynku
Reakcja widza na film jest zdeterminowana częściowo przez genetykę, a częściowo przez osobiste doświadczenia – uważa Michael Pluess, psycholog z Instytutu Psychiatrii na londyńskim King’s College, który bada, dlaczego niektórzy są bardziej wrażliwi od innych. – Osoby odczuwające dotkliwiej reperkusje przemocy w kulturze mogą mieć w dzisiejszych czasach problem z pójściem do kina – mówi. Podaje przykład horroru „Piła”, w którym jeden z bohaterów jest przeciągany przez maszynkę do mięsa, oraz filmu „Bullet to the Head”, gdzie w napisach początkowych w stronę widowni leci pocisk. – Przyzwyczailiśmy się jako społeczeństwo do efektów specjalnych i trójwymiaru. Twórcy filmów robią wszystko, żebyśmy zapomnieli, że to, co jest na ekranie, nie dzieje się naprawdę. A widzowie nadwrażliwi łatwo dają się w to wciągnąć.
Producenci z Hollywood są świadomi, że ludzie różnie reagują na przemoc – wyjaśnia Vincent Bruzzese, prezes firmy Ipsos zajmującej się badaniem rynku filmowego – i starają się nie zwodzić widowni mylącym marketingiem. Krwawe horrory reklamuje się inaczej niż intelektualne thrillery. Ale koniec końców decyzje szefów studiów filmowych rządzą się głównie logiką rynku. – Gdyby przemoc się nie sprzedawała, Hollywood nie robiłoby takich filmów – mówi Bruzzese. – Sprowadza się to do kwestii, jak dużą widownie możemy przyciągnąć na najlepszy film, jaki zrobimy. Studio mogłoby nakręcić czterogodzinny dokument o uprawie tulipanów, gdyby doszło do wniosku, że przyniesie 100 mln dolarów w weekend otwarcia. Ale wiadomo, jak jest.