W Moskwie 4 marca rozpoczyna się proces Siergieja Magnitskiego. Ten rosyjski prawnik jest oskarżony o pomaganie klientom w unikaniu podatków na wielką skalę. W najgorszym przypadku czeka go dożywocie. Nie przyznaje się jednak do winy i nie przejmuje perspektywą odsiadki, bo od 4 lat nie żyje. Będzie to pierwszy w nowożytnej historii Europy proces przeciwko zmarłemu (gdy w Norymberdze skarżono Martina Bormana, nie było wiadomo, że nie żyje).
Magnitski pracował dla działającej w Rosji brytyjskiej kancelarii prawniczej. Gdy w 2008 r. zawiadomił prokuraturę o malwersacjach w rosyjskiej skarbówce, sam został zatrzymany. Zmarł w areszcie w listopadzie 2009 r., prawdopodobnie w wyniku pobicia. Jego sprawa wywołała najgłębszy kryzys między Rosją i USA od zimnej wojny. Rok temu Amerykanie zakazali wjazdu do USA Rosjanom związanym ze śledztwem przeciwko Magnitskiemu. W odwecie Duma dwa miesiące temu m.in. zablokowała adopcje rosyjskich sierot przez Amerykanów. W ubiegłym tygodniu rosyjscy deputowani w dramatycznych słowach zaapelowali do Kongresu o ochronę życia wszystkich małych Rosjan adoptowanych w USA, po tym jak jeden z nich zginął w Teksasie w niewyjaśnionych okolicznościach.
Proces Magnitskiego to kolejny akt tego kryzysu. Matka oskarżonego apelowała do prawników, aby nie brali udziału w procesie syna, jednak sąd znalazł chętnych po tym, jak podwyższył wynagrodzenia. Amnesty International wskazała na dwa zasadnicze problemy: zawiadomienie o procesie musiałoby zostać dostarczone na cmentarz i nie sposób zagwarantować oskarżonemu prawa do obrony. Podobne trudności nie przeszkodziły jednak w pośmiertnym procesie Joanny d’Arc. Bardziej inspirujący dla rosyjskiego sądu może być jednak przypadek Oliviera Cromwella. Ten główny bohater angielskiej wojny domowej (1653–58) trzy lata po śmierci został ponownie osądzony, wywleczony z grobu, powieszony i zakopany w nieznanym miejscu.