Miałam nadzieję, że kiedy spojrzy mi w twarz, to pęknie i ze wszystkiego się wyspowiada. Ja, moja matka i moja córka modliłyśmy się, żeby doczekała procesu” – wyznała dziennikarzom jedna z poszkodowanych. Siostra María Gómez Valbuena zmarła jednak 22 stycznia. Zaledwie tydzień wcześniej problemy z sercem pozwoliły jej uniknąć składania zeznań na własnym procesie. Przed budynkiem madryckiego trybunału nadaremnie oczekiwał jej wówczas tłum dziennikarzy, wrogo nastawionych demonstrantów i zwykłych gapiów. Ta niepozorna 88-letnia zakonnica, znana w Hiszpanii jako siostra María, była jedyną oskarżoną w największej aferze kryminalnej w historii Hiszpanii.
Przez niemal 60 lat ze szpitali od Katalonii po Andaluzję zniknęło tysiące noworodków, które potem za opłatą trafiały do adopcji. Procederem kierowali najpierw zaufani ludzie dyktatora Hiszpanii generała Francisco Franco. Ich miejsce szybko zajęli jednak księża i zakonnice z personelu klinik położniczych. Niektóre na sprzedaży dzieci dorobiły się fortuny: prasa w Saragossie ujawniła, że siostra zajmująca się w tym mieście handlem niemowlakami jest właścicielką kilku mieszkań wartych ponad milion euro, chociaż pochodzi z biednej rodziny, a oficjalnie zarabiała grosze. Niektóre z podejrzanych nawet nie ukrywają, że współpracowały przy porwaniach dzieci. Twierdzą jednak, że nie zarobiły na tym grosza. Tak jak siostra Juana Alonso ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Wyznała, że podczas pracy na Teneryfie porywała dzieci i przekazywała je nowym rodzinom bezpłatnie.
Siostra Maria Gomez
Należąca do tego samego zakonu siostra María do końca życia wypierała się jakichkolwiek związków z handlarzami niemowląt, chociaż liczni świadkowie wymieniali ją jako główne ogniwo w tej przestępczej machinie.