Świat

W Londynie zmarł Borys Bierezowski

Odszedł człowiek, który stworzył Putina

Śmierć rosyjskiego oligarchy Borysa Bierezowskiego, uważanego za głównego wroga Władimira Putina, naturalnie skłania do podejrzeń o zamach. Zwłaszcza, że brytyjskie służby specjalne jeszcze w 2007 r. twierdziły, że mają dowody, iż Kreml chce go sprzątnąć.

Ale teraz już na pewno wykluczono, żeby rezydencja w Ascot była napromieniowana, co byłoby łatwiejszą metodą zabójstwa, bez zbliżania się do ofiary. Wygląda raczej na to, że miliarder zmarł ze zgryzoty, że przytłoczyły go wątpliwe interesy, w jakie się wpędził.

Borys Bierezowski, jedna z najważniejszych postaci „familii jelcynowskiej” i gwiazda prywatyzacji Rosji lat 90., stworzył imperium energetyczne, metalurgiczne i mediowe. Stworzył też dużo więcej - samego Władimira Putina, jako następcę Jelcyna, bo wybrał nikomu nieznanego oficera i zapewnił mu publicity przy pomocy głównego kanału rosyjskiej telewizji ORT. Wdzięczność w polityce nie istnieje. Sam Putin zmusił Bierezowskiego do sprzedaży ORT, Bierezowski stracił wpływ na opinię publiczną i nie mógł przeciwdziałać ani polityce koncentracji kapitału przez innych, ani walce oligarchów pod już Putinowskim dywanem. W roku 2000 Bierezowski po kłótni z Putinem sprzedał swoje udziały w gigancie naftowym Sibnieft (na rzecz Gazpromu) i schronił się za granicą, najpierw we Francji, potem w Wielkiej Brytanii. Stamtąd finansował antyputinowską opozycję, ale był też i wrogiem, którego kreował sam Kreml po to, by mieć wroga.

Trudne do pojęcia jest, jak człowiek z tak fantastyczną głową do interesów wdał się już na miejscu w Londynie w proces ze swym dawnym przyjacielem i uczniem Romanem Abramowiczem – o bagatela prawie 5 mld dolarów – tytułem odszkodowania za sprzedane pod przymusem akcje z lat 90. Bierezowski proces przegrał, co nie tylko wpędziło go w ogromne straty (nawiasem mówiąc, musiał sprzedać portret Lenina pędzla Andy’ego Warhola), ale i przysporzyło ogromnego wstydu, gdyż proces ujawnił ciemne interesy z dawnej epoki, kiedy ludzie stawali się milionerami z dnia na dzień na podstawie kontraktów pisanych na pudełku od zapałek.

Reklama