Holenderski rząd, wzorem brytyjskiego i duńskiego, wzywa sprzedawców, by znakowali produkty pochodzące z izraelskich osiedli na Zachodnim Brzegu, Wschodniej Jerozolimy i ze Wzgórz Golan. Wino, miód, jajka, mięso, warzywa, owoce czy kosmetyki, zgodnie z rozporządzeniem ministra gospodarki, mają być odpowiednio oznaczone, a nie – tak jak do tej pory – jako produkty „made in Israel”. W Danii i w Wielkiej Brytanii zaleca się, by na etykietach dodawać informację o dokładnym pochodzeniu towaru: „produkt z izraelskiego osiedla” lub „produkt palestyński”. Także holenderski szef dyplomacji Frans Timmermans uważa, że obywatele powinni mieć możliwość świadomego wyboru, chociaż rząd nie zamierza wprowadzać żadnego zakazu sprzedaży.
Szacuje się, że na unijne półki sklepowe trafiają co roku produkty z osiedli o wartości 230 mln euro (15 razy więcej niż wartość eksportu palestyńskiego). A w praktyce część eksporterów z osiedli nie płaci ceł, bo wystarczy, że formalnie firma zarejestrowana jest np. w Tel Awiwie (w UE kraj pochodzenia sprawdza się po kodach pocztowych). Teraz to się może zmienić, czego obawia się Izrael, tym bardziej że rosnąca grupa Izraelczyków nie chce kupować towarów z osiedli.