Jeśli Półwysep Koreański jest beczką prochu, to lont do niej znajduje się gdzieś przy 38 równoleżniku. Właśnie tam mogłoby dojść do ewentualnej prowokacji, która uruchomiłaby konflikt zbrojny. Równoleżnik dzieli Półwysep mniej więcej na pół i jako linia podziału brany był pod uwagę już w końcu XIX w., gdy o Koreę rywalizowała Japonia i Rosja. Od 60 lat biegnie tędy najlepiej strzeżona granica świata, która na całej długości jest majstersztykiem współczesnej sztuki fortyfikacyjnej, z bunkrami, schronami, stanowiskami karabinów maszynowych, czołgów i artylerii, tysiącami kilometrów drutów kolczastych i zbiornikami zaporowymi, których woda mogłaby posłużyć do zalania przeciwnika. Dla ścisłości: granice są dwie, a żołnierze obu armii nie mają zbyt wielu okazji do kontaktu. By zmniejszyć prawdopodobieństwo jakiejkolwiek awantury, oddziela ich tzw. strefa zdemilitaryzowana.
Paradoksalnie ten szeroki na 4 i długi na 250 km pas ziemi niczyjej jest jednym z najwspanialszych rezerwatów przyrody w bardzo gęsto zaludnionym rejonie Azji. Ciągnie się przez lasy, bagna, góry i morskie wybrzeża, i mimo niezliczonej ilości min stał się ostoją wielu zagrożonych gatunków roślin i zwierząt, w tym bardzo rzadkiego żurawia mandżurskiego, od wieków ważnego symbolu Dalekiego Wschodu. Prawdopodobnie w strefie żyją jeszcze lamparty amurskie, których na wolności zostało mniej niż 30 osobników. Zagrożeniem dla nich może być zarówno wojna, jak i trwały pokój, bo nie wiadomo, czy dzika strefa przetrwałaby w zjednoczonej Korei.