Premier Recep Tayyip Erdoğan na sympozjum poświęconym polityce społecznej wezwał rodaków, aby porzucili piwo i wysokoprocentową anyżkową raki na rzecz ajranu, pienistego napoju na bazie jogurtu. „Już mój dziadek uważał, że w imię zdrowia narodu to właśnie powinien być nasz narodowy trunek” – tłumaczył. Pełzająca islamizacja życia codziennego spod znaku Erdoğana wyraźnie chce ograniczyć konsumpcję alkoholu. Nie jest to tu drastyczny problem społeczny: według TurkStatu, głównego urzędu statystycznego, 85 proc. Turków w ogóle nie pije alkoholu. Tym łatwiej zniechęcać pozostałych, głównie metodą finansową: po kolejnym zwiększeniu podatków i narzutów za butelkę raki trzeba w restauracji zapłacić – w przeliczeniu – grubo ponad 100 zł. Miasto Afyon, w zachodniej części kraju, wprowadziło zakaz konsumpcji alkoholu w miejscach publicznych, ale został zaskarżony. Natomiast liczba punktów sprzedaży w całym kraju systematycznie spada. Tureckie narodowe linie lotnicze Turkish Airlines po cichu wycofały alkohol z pokładu na ośmiu trasach bliskowschodnich. Teraz podobne kroki chcą podjąć na trasach do Rosji, ale ten akurat kierunek ataku na picie chyba nie do końca jest przemyślany.