W październiku 1999 r. uciekał z kraju po bezkrwawym przewrocie wojskowym. Dziś 64-letni Nawaz Sharif wraca, aby po raz trzeci rządzić Pakistanem. Sukces jego partii (Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej – Nawaz) w sobotnich wyborach parlamentarnych nie jest zaskoczeniem. Wielu obserwatorów przewidywało jednak, że będzie musiał rządzić w trudnej koalicji, a wygląda na to, że wystarczy mu poparcie politycznego planktonu. Okoliczności powrotu Lwa, jak Sharifa nazywają Pakistańczycy, są dla niego szczególne – człowiek, który 14 lat temu odebrał mu władzę, gen. Perwez Musharraf, przebywa dziś w areszcie domowym i oczekuje na proces w sprawie nadużycia władzy. Nauczona tym przykładem generalicja w kampanii wyborczej wycofała się z życia publicznego, co odczytywane jest jako początek budowania cywilnej kontroli nad armią.
Drugie przezwisko Sharifa to Reagan. Cieszy się ogromnym szacunkiem wśród pakistańskich biznesmenów, jako dziedzic rodzinnej fortuny zbudowanej nie na posiadaniu ziemi, co jest standardem wśród pakistańskiej elity, ale na prawdziwym przemyśle. Z uznaniem o Sharifie wypowiadają się też indyjscy politycy, widząc w nim jedynego człowieka w Pakistanie, z którym można rozmawiać o pokoju. Wygląda na to, że z jego wygranej zadowoleni są także pakistańscy talibowie. Nowy-stary premier nie powiedział o nich złego słowa podczas kampanii, dzięki czemu nie doszło do żadnych ataków na jego biura wyborcze.
W tej wyborczej euforii łatwo zapomnieć, że gdy w 1999 r. gen. Musharraf wyrzucił Sharifa z kraju, na pakistańskich ulicach wiwatowały wielotysięczne tłumy. Następcy Lwa okazali się jednak jeszcze gorsi.