To już pewne: po kilku odwołaniach i nagłych zwrotach akcji w procesie sądowym, legendarna Maracanã, powszechnie zwana Katedrą Futbolu, trafia w prywatne ręce. Pod budynkiem sądu, gdzie ogłaszano tę decyzję, protestowały tłumy. Kibice są wściekli, że przez następne 35 lat zyski ze stadionu w Rio de Janeiro będzie ściągało prywatne konsorcjum, którego współwłaścicielem jest jeden z najbogatszych Brazylijczyków Eike Batista, mimo że wcześniej na remont areny wydano ponad pół miliarda dolarów z państwowej kasy.
Patrząc z góry, wydaje się jednak, że to najmniejszy problem. Zaledwie 500 dni przed rozpoczęciem mistrzostw świata w piłce nożnej FIFA zagroziła Brazylii, że przeniesie imprezę gdzie indziej, jeżeli latynoski gigant nie pośpieszy się z pracami. Stadion w stolicy nie ma jeszcze gotowej murawy, a dwa w innych miastach nie są nawet bliskie otwarcia, choć już w czerwcu mają gościć Puchar Konfederacji. Tak samo jak Maracanã, która tuż po nim ma zostać ponownie zamknięta w celu przeróbek. Najgorzej jest z transportem: dotąd wykonano tylko 20 proc. prac, które miały go usprawnić przed najazdem milionów kibiców. Skąd my to znamy.