Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Władza korumpuje

Protesty w Turcji: nie dla autorytaryzmu

Od kilku dni największe miasta Turcji pogrążone są w chaosie. W samym Stambule w wyniku starć z policją zmarło już kilka osób, a ponad pół tysiąca trafiło do szpitali i punktów pomocy zaaranżowanych ad hoc w meczetach.

Porównania do arabskiej wiosny są jednak mocno przestrzelone. Na Bliskim Wschodzie upadły reżimy zupełnie wyobcowane od miejscowych społeczeństw. W Turcji mamy do czynienia z rządem zbliżającym się do autorytaryzmu, ale jednak wciąż cieszącym się poparciem większości społeczeństwa. Rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju premiera Recepa Tayyipa Erdoğana teraz zapewne zorganizuje równie liczne i wcale nieudawane demonstracje poparcia dla rządu. Co nie oznacza, że ci, którzy wyszli na ulice w ostatni weekend nie mają racji.

Do wybuchu niezadowolenia doprowadziła seria aroganckich decyzji rządu. 1 maja – w dzień, który turecka lewica świętuje wyjątkowo uroczyście – władze wprowadziły w praktyce stan wyjątkowy w Stambule, aby nie dopuścić do masowych demonstracji. Premier Erdoğan nawet nie ukrywał, że chciał w ten sposób zapobiec przerodzeniu się obchodów Dnia Pracy w antyrządowy więc. Kilka tygodni temu zdominowany przez religijną prawicę parlament zaostrzył też zasady sprzedaży alkoholu, a premier ironicznie przekonywał, że przecież Turkom do szczęścia wystarczy ajran.

Bezpośrednią przyczyną wybuchu ostatnich zamieszek była rządowa decyzja o zabudowie jednego z ostatnich obszarów zielonych po europejskiej stronie Stambułu. Rząd zdecydował, że w przylegającym do placu Taksim parku Gezi ma powstać centrum handlowe. Plac Taksim dla tureckiej lewicy – na której brak socjaldemokratów, a roi się od stalinistów – jest jak plac Czerwony. To miejsce otoczone mitem i uświęcone krwią zabitych tam w latach 60. i 70. demonstrantów. Próba wystawienia zaraz obok świątyni kapitalizmu, która w dodatku architektonicznie ma się odwoływać do osmańskich baraków wojskowych, stojących tam w XIX wieku, musiała wzbudzić protesty. Szczególnie, że została podjęta bez żadnych konsultacji społecznych.

To już staje się normą dla rządu Erdoğana. W ten sam sposób – na zasadzie dekretu, z pogwałceniem wszelkich norm dialogu społecznego, często też w wbrew opinii rządowych agencji regulacyjnych - władze podjęły już między innymi decyzje o budowie trzeciego mostu przez Bosfor (do wycięcia jest jedyny las w obrębie miasta), gigantycznego meczetu nad cieśniną (eksmisja sześciu tysięcy rodzin) i kolejnej elektrowni atomowej.

Dlaczego Erdoğan to robi? Bo może. Ten przenikliwy polityk, który z ogromnym wyczuciem nastrojów społecznych już trzykrotnie poprowadził swą partię do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, i który w ciągu ostatniej dekady odmienił Turcję politycznie i gospodarczo, zatracił swój polityczny instynkt. Wieloletni brak politycznej kontry ze strony opozycji sprawił, że Erdoğan coraz bardziej osuwa się w autorytaryzm. Nie liczy się z wielkimi miastami, bo wie, że turecka prowincja stoi za nim murem. Nie stara się nawet przekonywać do swoich racji, po prostu podejmuje decyzje.

Jedna kadencja korumpuje. Trzy kadencje korumpują prawie absolutnie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną