Angela Merkel zostanie przy sterze, nawet jeśli jej partii CDU po jesiennych wyborach miałoby nie wystarczyć głosów na powtórkę koalicji z liberałami. Pani kanclerz może porozumieć się także z socjaldemokratami, a nawet z Zielonymi. Ma świetną pozycję: 54 proc. pytanych darzy ją sympatią, podczas gdy jej konkurent z SPD Peer Steinbrück notowania ma o połowę gorsze. W partyjnych sondażach wyraźnie prowadzi też chadecja, z 40 proc. poparcia, przed socjaldemokratami – 23 proc. Zatem wszystko jasne? Nie bardzo.
Jazda przy złej widoczności
Punkty dla CDU to punkty Merkel, a nie partii – twierdzą komentatorzy „Die Zeit”. Poza nią partia nie ma nikogo wyrazistego. W ostatnich latach chadecja straciła już władzę w kilku ważnych landach, niebawem może stracić w kolejnych, a każdy premier landu to w Niemczech potencjalny następca federalnego tronu. Słabną też w oczach ministrowie jej rządu, nawet popularny dotychczas minister finansów Wolfgang Schäuble. CDU stoi przy Merkel, bo ona rządzi krajem. Ale ta partia władzy nie bardzo wie, przy czym się ma upierać, bo decyzje szefowej coraz częściej rozmijają się z rezolucjami zjazdów partyjnych.
Niewiele z tego, co osiągnęła w trakcie swoich rządów, było zapisane w umowie koalicyjnej. Natomiast wiele z tego, co się udało, spadło na jej partię jak grom z jasnego nieba, bo nie było wcześniej konsultowane. Przykłady? Likwidacja obowiązkowej służby wojskowej, odejście od energii atomowej, zrównanie w kwestiach podatkowych małżeństw homo- i heteroseksualnych. Merkel czuje, że mentalnie społeczeństwo przesuwa się na lewo i nie ogląda się na własną partię.