Chorwaci nie czekają na fajerwerki – ledwie 7 proc. chciało pokazu sztucznych ogni w noc wejścia do Unii, aż 42 proc. uznało organizowanie jakiejkolwiek ceremonii za zupełnie niepotrzebne. I tylko połowa spodziewa się, że dołączenie do Unii przyniesie zauważalne rezultaty. Unijny komisarz ds. rozszerzenia Stefan Füle pociesza, że dotychczas wszyscy nowo wstępujący zyskiwali bodźce do rozwoju, nowe miejsca pracy i nic nie wskazuje, by teraz miało być inaczej. Przestrzega jednak, by nie oczekiwać jakichś gwałtownych zmian z dnia na dzień. 1 lipca Chorwacja będzie tym samym krajem, którym była 30 czerwca. I tu – ze względu na słabą kondycję państwa – tkwi sedno chorwackiego rozczarowania, bo jeszcze kilka lat temu Unia miała zupełnie odmienić Chorwację.
Miejscowa gospodarka od czterech lat nie może wygramolić się z recesji, inwestycje zagraniczne spadły o 80 proc. w porównaniu z 2008 r. Mimo politycznych zmian korupcja cały czas pozostaje ogromnym problemem. W rankingu Transparency International z 2012 r. Chorwacja znalazła się poniżej Rwandy, Jordanii i Kuby. W listopadzie sąd skazał byłego premiera Chorwacji Ivo Sanadera za przyjmowanie milionowych łapówek od międzynarodowych firm. Bezrobocie przekracza już 18 proc., pracy nie mają zwłaszcza młodzi, którzy szukają jej za granicą. Diaspora co roku przysyła równowartość 1,2 mld euro, a urząd ds. migracji i narodowości podaje, że w ciągu pięciu ostatnich lat kraj (który ma 4,4 mln mieszkańców) opuściło ponad 30 tys. osób, głównie dobrze wykształconych młodych mężczyzn. Już 60 tys. użytkowników Facebooka polubiło stronę „Youth, let’s leave Croatia” („Młodzi, wyjedźmy z Chorwacji”), na której internauci wymieniają się poradami, jak zdobyć pracę za granicą.