Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Dla okupu?

Polski fotoreporter Marcin Suder porwany w Syrii

Po raz pierwszy w rejon konfliktu, a dokładnie do Czeczenii, pojechałem w 2000 roku, tydzień po moich dwudziestych pierwszych urodzinach - mówił Marcin Suder. Po raz pierwszy w rejon konfliktu, a dokładnie do Czeczenii, pojechałem w 2000 roku, tydzień po moich dwudziestych pierwszych urodzinach - mówił Marcin Suder. Piotr Bławicki / East News
Jak podała agencja Reuters, fotoreporter Marcin Suder został w środę porwany z opozycyjnego biura prasowego w mieście Sarakib, na północnym zachodzie Syrii. Zapytaliśmy prof. Piotra Balcerowicza, eksperta od Bliskiego Wschodu, o co może chodzić porywaczom Sudera.

W ubiegłym roku uprowadzono w Syrii 21 reporterów. Większość z nich została uwolniona.Pieniądze, prestiż z powodu przeprowadzonej akcji, czy po prostu dziennikarze są w tym regionie niewygodni?
prof. Piotr Balcerowicz: -
Mamy bardzo mało twardych danych na ten temat. Jednak według mojej najlepszej wiedzy i znajomości syryjskich realiów to jest porwanie dla okupu. W tym regionie w celu zastraszenia danej społeczności, czy dla osiągnięcia politycznych celów, porywa się zazwyczaj jakąś ważną w hierarchii lokalnej osobę. Ostatnio porwano w Syrii dwóch tutejszych biskupów chrześcijańskich. W czasie porwania Marcina Sudera, obecny był lokalny dziennikarz, który został pobity, ale nie uprowadzony, bo jego raczej trudno było by porywaczom spieniężyć. Myślę, że w przypadku polskiego fotoreportera nie chodzi o to, by kogoś zastraszyć, ale zarobić konkretne pieniądze.

Czyli w Syrii porywa się obcokrajowców dla pieniędzy ?
Dokładnie tak. Porywacze z punktu widzenia swojego interesu finansowego najchętniej porywają obcokrajowców z zagranicznych koncernów działających w różnych dziedzinach, ale w Syrii, szczególnie w czasie wojny, nie ma ich zbyt wielu. Dlatego najłatwiejszym łupem są dziennikarze, tak zwani wolni strzelcy. Giganci medialni nie mają tu wielu dziennikarzy, zresztą jak już kogoś wysyłają, to z wielką i kosztowną ochroną, więc trudno ich uprowadzić. Dlatego ofiarą porywaczy najczęściej padają właśnie wolni strzelcy, którzy tak jak Suder, za swoje pieniądze i sami organizują wyjazdy. Najczęściej nie stać ich na ochronę, która zapewni im bezpieczeństwo. Zresztą oni nie są tą ochroną za bardzo zainteresowani, bo ta oddzielałaby ich od tego co naprawdę dzieje się w miejscach konfliktu i nie dała możliwości zrobienia zdjęć, które oddają rzeczywistość.

Reklama