W ubiegłym roku uprowadzono w Syrii 21 reporterów. Większość z nich została uwolniona.Pieniądze, prestiż z powodu przeprowadzonej akcji, czy po prostu dziennikarze są w tym regionie niewygodni?
prof. Piotr Balcerowicz: -Mamy bardzo mało twardych danych na ten temat. Jednak według mojej najlepszej wiedzy i znajomości syryjskich realiów to jest porwanie dla okupu. W tym regionie w celu zastraszenia danej społeczności, czy dla osiągnięcia politycznych celów, porywa się zazwyczaj jakąś ważną w hierarchii lokalnej osobę. Ostatnio porwano w Syrii dwóch tutejszych biskupów chrześcijańskich. W czasie porwania Marcina Sudera, obecny był lokalny dziennikarz, który został pobity, ale nie uprowadzony, bo jego raczej trudno było by porywaczom spieniężyć. Myślę, że w przypadku polskiego fotoreportera nie chodzi o to, by kogoś zastraszyć, ale zarobić konkretne pieniądze.
Czyli w Syrii porywa się obcokrajowców dla pieniędzy ?
Dokładnie tak. Porywacze z punktu widzenia swojego interesu finansowego najchętniej porywają obcokrajowców z zagranicznych koncernów działających w różnych dziedzinach, ale w Syrii, szczególnie w czasie wojny, nie ma ich zbyt wielu. Dlatego najłatwiejszym łupem są dziennikarze, tak zwani wolni strzelcy. Giganci medialni nie mają tu wielu dziennikarzy, zresztą jak już kogoś wysyłają, to z wielką i kosztowną ochroną, więc trudno ich uprowadzić. Dlatego ofiarą porywaczy najczęściej padają właśnie wolni strzelcy, którzy tak jak Suder, za swoje pieniądze i sami organizują wyjazdy. Najczęściej nie stać ich na ochronę, która zapewni im bezpieczeństwo. Zresztą oni nie są tą ochroną za bardzo zainteresowani, bo ta oddzielałaby ich od tego co naprawdę dzieje się w miejscach konfliktu i nie dała możliwości zrobienia zdjęć, które oddają rzeczywistość.
Kto może stać za tym porwaniem i kiedy się ujawni?
Choć polski MSZ tego nie potwierdza, to może porywacze już się ujawnili. Nie wiemy jak dokładnie nazywa się te grupa. Agencja Reuters - powołując się na źródła w syryjskiej opozycji - podaje, że stoją za tym paramilitarne oddziały islamistów i sądzę, że tak właśnie jest. W Syrii nie przyjęły się jeszcze praktykowane w Afganistanie i Iraku porwania przez grupy przestępcze, które odsprzedawały zakładnika zaangażowanym politycznie stronom konfliktu.
Jak rozmawiać z porywaczami?
W Syrii jest kilka organizacji pozarządowych, które są dobrze osadzone w lokalnej społeczności i mają dobre kontakty. Myślę, że strona polska już nawiązała z nimi współpracę. Na pewno porywaczom będzie zależało na szybkim kontakcie, choć myślę, że czekają lub czekali na ruch z naszej strony. Oficjalne komunikaty powinny być oszczędne, tak zresztą postępuje teraz specjalny zespół powołany w tej sprawie w MSZ, ale negocjacje powinny być prowadzone szybko, bo według mnie tu nie chodzi o żadną polityczną stawkę, ale tylko o pieniądze. Nie możemy narażać życia polskiego fotoreportera. Bądźmy dobrej myśli.
***
Porwany Marcin Suder ma 34 lata. Pierwszy raz w rejon konfliktu zbrojnego pojechał w 2000 r. do Czeczenii. Robił zdjęcia m.in. w Birmie, Sierra Leone, Sudanie, Afganistanie. Współpracował z Polską Akcją Humanitarną. „Robienie fotoreportażu wojennego jest bardzo czasochłonne. To najważniejszy profil w mojej fotograficznej działalności, ale zdecydowanie najmniej dochodowy” – mówił w rozmowie z portalem Świat Obrazu. W Syrii był sam, pracował m.in. dla polskiej agencji fotograficznej Studio Melon i francuskiej Corbis.