Indiom ma przybyć nowy stan – Telangana. Zostanie wykrojony ze stanu Andhra Pradesh w południowo-wschodniej części kraju. Zwykle to bogaci chcą uciec od biednych, aby ich nie mieć na garnuszku. Tu sytuacja jest odwrotna: nawiedzany przez susze region Telangana, liczbą ludności dorównujący Polsce, przegrywał z bogatszymi obszarami stanu, zwłaszcza w walce o podział wody z dwóch lokalnych rzek, Kryshny i Godawari. Liczy, że teraz, jako samodzielna jednostka, z własnymi parlamentarzystami, skuteczniej się dopcha do łask władzy. Te starania, okresowo nawet bardzo gwałtowne, połączone z rozruchami, trwają już od ponad pół wieku. Teraz sprzyjają polityczne okoliczności: rządząca w koalicji Partia Kongresowa walczy tu o przetrwanie (wybory za rok) i liczy na głosy obu stanów. Ale przy okazji montuje tykającą bombę: przez 10 lat wspólną stolicą ma być Hajdarabad, główny ośrodek indyjskiej informatyki. To musi zrodzić konflikt.
Ponadto, jak na komendę, obudziły się wszystkie regiony o secesjonistycznych ambicjach. A autonomiści z Gorkhaland, w Bengalu Zachodnim, już ogłosili strajk. Od ponad dekady te rosnące tendencje odśrodkowe udawało się jakoś opanować i liczba stanów zatrzymała się na 28. Teraz, za sprawą Telangany, znów może podskoczyć o parę nowych.