Świat

Dzieci, które nie istnieją

Przez oficjalne chińskie media przemknęła wiadomość, że po 24 latach funkcjonowania zostanie zrewidowana polityka jednego dziecka w rodzinie. Pewnie zmiany będą bardzo ostrożne, powolne i wprowadzane lokalnie (jak dzisiejszy przepis, że tylko w Szanghaju małżeństwom mającym jedynaków przysługuje przydział na drugie dziecko). Jako remanent po tamtej epoce ujawnił się w blogosferze problem tzw. prywatnych dzieci, które są, ale dla państwa ich nie ma. Nigdy nie zostały zapisane w oficjalnych księgach, nie dostały dokumentów tożsamości. Nie mają żadnych praw.

Takim prywatnym dzieckiem jest 20-letnia Li Xue z Pekinu. Urodziła się jako druga córka w rodzinie (z powodów zdrowotnych matka nie dokonała zalecanej aborcji), więc zgodnie z przepisami lojalne biuro kontroli urodzin nałożyło na nich karę. Pieniędzy nie udało się zebrać, więc zgodnie z zaleceniami odmówiono rejestracji małej Xue, a rodziców usunięto z pracy. Odtąd żyła dziwnym życiem: nie została zaszczepiona, bo nie przysługują jej świadczenia medyczne, uczyła się w domu z podręczników starszej siostry. Nie ma mowy o studiach, jeździe koleją (trzeba pokazać dokument w kasie), o małżeństwie ani o żadnej oficjalnej pracy.

Podczas powszechnego spisu ludności w 2010 r. po raz pierwszy policzono prywatne dzieci – i wyszło, że jest ich aż 1,3 mln. Przy okazji ogłoszono coś w rodzaju amnestii i zgodzono się, aby powróciły na łono państwa. Ale biurokratyczne starania, jeśli niewspierane łapówkami, trwają bardzo długo i Xue nadal nie ma dokumentów (swoją gehennę opisuje na blogu). Lokalne władze nie bardzo widzą, w czym problem, przecież jej nie ma.

Polityka 33.2013 (2920) z dnia 11.08.2013; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 9
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną