Rozumiem to dobrze, zwłaszcza że Manning wydał wykradzione dokumenty Julianowi Assange’owi, a ten rozpoczął światową operację internetową demaskującą niezbyt chwalebną politykę USA. A Stany Zjednoczone nie są dziś na świecie lubiane i nic dziwnego. Rzadko bywa lubiany najsilniejszy chłopak na podwórku. Assange zyskał poklask rzeszy idealistów, a kiedy gwiazda jego nieco zblakła, do Chin, a potem Rosji uciekł Edward Snowden, kolejny – jak to dziś mówią – sygnalista, wskazujący na potencjalnie groźne dla obywateli postępowanie władz.
Rozumiem więc sympatię otaczającą Manninga, ale jego sprawa składa się z dwu całkowicie odmiennych rozdziałów. Doprowadził on do przesłania mediom krótkiego nagrania video z akcji wojskowej na przedmieściu Bagdadu. Na nagraniu widać jak załoga helikoptera strzela do nieuzbrojonych ludzi, powodując śmiertelne ofiary. Agencja prasowa – której personel ucierpiał – usiłowała bezskutecznie uzyskać to nagranie drogą legalną, powołując się na prawo do informacji publicznej. Manning działał tu bez wątpienia w interesie publicznym. Ujawnił prawdopodobną – jak wynikało z okoliczności – zbrodnię wojenną, a jeśli nawet video nie oddawało całości czy prawdziwego sensu zdarzenia, krwawy incydent powinien być bezstronnie zbadany przed sądem. Za ten czyn ująłbym Manningowi większość kary z surowego wyroku, jaki ogłoszono.
Ale Manning nie ograniczał się do akcji, które można opisać w podobny sposób. Ujawnił setki tysięcy dokumentów, przeważnie nie tak znów tajnych depesz dyplomatycznych. Nie mógł jednak z góry zakładać, że dokumenty te nie zawierają żadnych tajemnic państwowych, choćby dlatego, iż ich nie zdołał sam przeczytać. Do dziś „Wikileaks” są przedmiotem analiz. I nieprawda, że wszystkie są niewinne. Kiedyś pisaliśmy o jednym z tych dokumentów: sprawozdaniu z posiedzenia ekspertów USA i Rosji oceniających zagrożenia bezpieczeństwa w świecie. Ujawnienie tych ocen to już rzecz bezsprzecznie naruszająca interesy obronne. Takich dokumentów jest w całym zespole więcej. Manning wykazałby się prawdziwą dzielnością, gdyby ujawnił tajną korespondencję dyplomatyczną Chin czy Rosji, a nie własnego kraju, którego jest żołnierzem.
Świat nie jest piaskownicą dla dzieci. Nie można zakładać, że wszyscy tu się bratają. Szkody, jakie powstają z ujawniania tajemnic jednej tylko strony są znacznie groźniejsze, niż burzenie komuś babek z piasku.