[Artykuł został opublikowany w październiku 2013 r.]
W połowie września Najwyższy Przywódca Duchowy Iranu Ali Chamenei w publicznym wystąpieniu przywołał postać imama Hasana. Drugi z 12 szyickich imamów, wnuk Mahometa, choć żył w VII w., wciąż wywołuje żywe dyskusje wśród muzułmanów. Zamiast walczyć z przeważającymi siłami Muawiji, późniejszego założyciela dynastii Umajadów, zawarł z nim niekorzystny pokój. Dla sunnitów to archetyp tchórzostwa, dla szyitów – przejaw przebiegłości i triumfu intelektu nad siłą. Imam Hasan co prawda wyrzekł się tytułu zwierzchnika wszystkich muzułmanów, ale uratował dynastię. „Podziwiam tę heroiczną elastyczność – mówił Chamenei. – Taka postawa jest czasem niezbędna, jeśli chcemy zachować nasze priorytety”.
Najwyższy Przywódca nie jest gadułą, nie urządza historycznych wycieczek przypadkowo. – To była wyraźna instrukcja dla innego Hasana, obecnego prezydenta, że powinien być równie giętki w obliczu potężniejszego adwersarza, nawet jeśli efekty tej strategii są na razie mizerne – twierdzi Karim Sadjadpour, irański ekspert związany z fundacją Carnegie.
Hasan Rouhani realizuje ten plan wzorowo. Wystarczył ciepły uśmiech, wywiad dla amerykańskiej telewizji, kilka zdań po angielsku i nowy prezydent Iranu stał się dla Zachodu mężem stanu, któremu warto podać rękę. W zaledwie kilka tygodni po swojej sierpniowej inauguracji 64-letni Rouhani odmienił światowy wizerunek Iranu. Nie było to co prawda takie trudne po epoce Mahmuda Ahmadineżada, ale pojawili się już entuzjaści widzący w Rouhanim irańskiego Michaiła Gorbaczowa, który rozmontuje stary reżim.
Irański Gorbaczow?
Pierwszą oznaką pierestrojki ma być powrót do negocjacji nuklearnych z Zachodem.