Chiński kontenerowiec „Cosco Asia” płynął przez Kanał Sueski do Hamburga. Niedługo po tym, jak minął port w Kantarze, z prawego, pustynnego brzegu półwyspu Synaj został trafiony strzałami z granatników. Potężny statek o wyporności 115 tys. ton i długości 349 m wyszedł z napadu właściwie bez szwanku, ale niespodziewany incydent z końca minionego lata wyraźnie wskazuje na niebezpieczeństwo zablokowania jednego z najważniejszych szlaków żeglugi międzynarodowej. Tylko w dniu ataku przez Kanał przepłynęło 45 statków, na ogół tankowców transportujących ropę naftową i gaz do Europy i Stanów Zjednoczonych. W ciągu ostatniego dziesięciolecia ruch na wodach Kanału się podwoił, osiągając w 2012 r. ponad 740 mln ton ładunków wszelakiego rodzaju i wnosząc do egipskiego budżetu państwa 5 mld dol. w opłatach tranzytowych. Zatopienie statku wielkości „Cosco Asia” i związane z tym nawet krótkotrwałe zablokowanie szlaku byłoby katastrofą zarówno dla pogrążonego w długach i innych kłopotach kraju nad Nilem, jak i sparaliżowałoby światową gospodarkę.
Sprawcy ataku, członkowie grupy terrorystycznej Al-Furkan, jednej z licznych działających na 60 tys. km kw. górskiego pustkowia Synaju, wrócili bez przeszkód do bazy położonej w północnej części półwyspu, znajdującej się poza zasięgiem faktycznej władzy egipskiej.
Opinia publiczna, skupiona przede wszystkim na wojnie domowej w Syrii i sporze wokół neutralizacji tamtejszej broni chemicznej, nie doceniła wagi incydentu na Kanale Sueskim. A wskazuje on na coraz intensywniejsze przekształcanie półwyspu w domenę islamskich krańcowych ruchów terrorystycznych. Niemal wszystkie aktywne tam organizacje zbrojne są powiązane z Al-Kaidą i na razie działają przede wszystkim wewnątrz świata muzułmańskiego, zwłaszcza tego, który wydaje im się niedostatecznie ortodoksyjny.