W tym roku komitet powoływany przez norweski parlament ogłasza laureata Pokojowej Nagrody Nobla w piątek 11 października. Choć rzadko się zdarza, by odbierały ją osoby lub instytucje typowane wcześniej (np. 30 lat temu wyjątkiem był Lech Wałęsa), to i tak warto podkreślać, komu honory – m.in. za wkład w braterstwo między narodami – na pewno się należą. Tej jesieni murowaną faworytką jest 16-letnia Pakistanka Malala Yousafzai, która po tym, jak została postrzelona przez talibów w drodze do szkoły, głośno upomina się o prawa dzieci, zwłaszcza dziewczynek, do edukacji. Byłaby nie tylko najmłodszym laureatem i jedną z zaledwie kilkunastu kobiet, którym w 102-letniej historii nagrodę przyznano, ale także przypomnieniem, że bez edukacji kobiet wiele społeczeństw nie poradzi sobie z wyzwaniami współczesności.
Na krótkiej liście tworzonej przez Instytut Badań nad Pokojem w Oslo znalazło się m.in. UNESCO, rutynowo umieszczane w takich zestawieniach. A dalej: trzy obrończynie praw człowieka z Rosji (Ludmiła Aleksiejewa, Swietłana Ganuszkina i Lilia Szibanowa), siostra Mary Tarcisia Lokot działająca na rzecz pokoju w Ugandzie, prokurator generalna Gwatemali Claudia Paz y Paz (oskarżała byłego gwatemalskiego dyktatora o ludobójstwo) i wreszcie ginekolog Denis Mukwege, który w Kongu pomaga ofiarom przemocy na tle seksualnym.
Na listach znacznie dłuższych występują tradycyjnie autorzy inicjatyw pokojowych oraz dysydenci białoruscy i kubańscy, podobnie jak działacze z państw demokratycznych, np. amerykańscy przeciwnicy kary śmierci. Tym razem wymienia się także internetowych sygnalistów – Juliana Assange’a, Chelsea Manning (aresztowanej jako Bradley) oraz Edwarda Snowdena.