O okolicznościach porwania polskiego fotoreportera na razie niewiele wiemy. Pojechał do Syrii w lipcu, a po dwóch tygodniach, 24 lipca islamscy bojownicy porwali go z biura prasowego w Sarakib w północno-zachodniej Syrii. Z pierwszych informacji udzielonych przez matkę porwanego wynika, że był trzymany początkowo bez jedzenia w ciemnej piwnicy. Uwolnił się sam, a polski MSZ pomógł mu wrócić do Polski. Sprawa na pierwszy rzut oka wygląda jak scenariusz filmu sensacyjnego, w którym nie tylko samo porwanie, ale okoliczności ucieczki rozbudzają wyobraźnię. Z tego jednak, co wiemy, możemy ułożyć swoisty ranking najbardziej niebezpiecznych zawodów. Wśród najbardziej narażonych na porwania są dziennikarze, pracownicy organizacji humanitarnych i wysłannicy zachodnich firm.
Dziennikarze
Według organizacji Reporterzy bez Granic, od początku wojny domowej (czyli od 2011 r.) porwano w Syrii 37 dziennikarzy, z czego 16 jest wciąż w niewoli. Skala porwań dziennikarzy na świecie jest jeszcze większa. W zeszłym roku na świecie porwano ich 38, rok wcześniej 71. Przetrzymywani są przez porywaczy miesiącami, a nawet latami. Nie zawsze udaje się im wyjść cało (najsłynniejszy przypadek to zabity przez Al-Kaidę w Pakistanie John Pearl, który zginął w 2002 r.).
Niedawno wolność po pięciu miesiącach niewoli odzyskali zatrzymani w kwietniu w Qusair niedaleko granicy z Libanem, belgijski nauczyciel Pierre Piccinini da Prata i włoski dziennikarz Domenico Quirico (twierdzą, że zostali uprowadzeni przez Wolną Syryjską Armię). Według relacji Belga, żołnierze WSA przekazali ich jednej z podległych WSA brygad Abu Ammara, z której potem trafili do ludzi z brygady Abu Faruka. Przez pierwsze dwa miesiące byli przetrzymywani w zatęchłej piwnicy z karaluchami, słyszeli nad głowami spadające bomby.
Ta historia zakończyła się happy endem: porwany w lipcu w Syrii fotoreporter Marcin Suder uciekł z niewoli i wrócił do Polski. Ale porwania to plaga w wielu zapalnych punktach świata, ostatnio szczególnie w Syrii.
Reklama