Alain Delon nie jest już honorowym i dożywotnim przewodniczącym jury wybierającym miss Francji. W dość teatralnym geście zrezygnował z zaszczytów, gdyż organizatorom konkursu piękności nie spodobało się, że aktor w wywiadzie dla szwajcarskiego dziennika „Le Matin” otwarcie poparł Front Narodowy, skrajnie prawicową francuską partię polityczną, i że w ciepłych słowach mówił też o Ruchu Obywateli Genewskich, tak samo radykalnym ugrupowaniu regionalnym ze Szwajcarii.
Choć 77-letni Delon, gwiazda od półwiecza i swego czasu „Brigitte Bardot wśród mężczyzn”, bywał kojarzony z buntowniczą lewicą, to nie wypiera się sympatii do Jean-Marie Le Pena, ojca Frontu, i jego obecnej liderki Marine Le Pen. „Dotąd walczyli samotnie, teraz Francuzi są z nimi” – oświadczył Delon, czym wzbudził spore zaskoczenie w ojczyźnie, gdzie główne partie, tak z lewa jak z prawa, czują na plecach oddech radykałów.
Na razie Front ma, co prawda, ledwie dwóch deputowanych w całym parlamencie i ani jednego mera (na blisko 37 tys. wybieranych w całym kraju), ale w zeszłym roku Marine była trzecia w wyborach prezydenckich, a teraz ugrupowanie Le Penów wygrało wybory uzupełniające do rady departamentu Var w Prowansji, rośnie w siłę, ma szanse na niezłe wyniki w przyszłorocznych wyborach lokalnych i do Parlamentu Europejskiego (te dziś mogłoby nawet wygrać).
Jednocześnie buduje międzynarodową koalicję ugrupowań, które chcą demontażu Unii Europejskiej. Delona, tak jak wielu jego rodaków, uwodzi fakt, że partia – jak głosi – zamierza przywrócić francuskiemu państwu siłę, którą odebrali jej słabi prezydenci w rodzaju Nicolasa Sarkozy’ego i François Hollande’a.