Na wieść o długo oczekiwanej „skorygowanej i udoskonalonej” wersji polityki rodzinnej, ogłoszonej właśnie przez najwyższe chińskie władze partyjne, miejscowi demografowie ruszyli do obliczeń. I raczej nie mają dobrych wiadomości do przekazania. Osławiona reguła jednego dziecka w rodzinie, srogo respektowana, obowiązuje od 1980 r. Za jej przyczyną, jak się szacuje, nie urodziło się 400 mln Chińczyków, dokonano 281 mln aborcji (dane oficjalne) oraz 516 mln zabiegów zakładania antykoncepcji oraz sterylizacji. Urodziło się za to o 38 mln chłopców więcej niż dziewczynek (dziś wśród noworodków proporcja ta jest jak 120 do 100), co dodatkowo komplikuje sytuację demograficzną.
Jest też problem 13 mln drugich dzieci, które są, ale nieoficjalnie. Ponieważ ich rodzice nie byli w stanie zapłacić drakońskich kar (od dwóch do dziesięciu rocznych dochodów rodziny), nie zostały uznane przez państwo, nie mają metryk, dokumentów, opieki zdrowotnej, nie poszły do szkoły, nie pojadą pociągiem, nie dostaną pracy. Po powszechnym spisie ludności w 2010 r., kiedy je wreszcie policzono, miał nastąpić rodzaj amnestii. Ale idzie to bardzo opornie. Jest też kwestia porwań (co roku ginie nawet 60 tys. dzieci, prawie wyłącznie chłopców) oraz handlu wymiennego między rodzinami – chłopiec za dziewczynkę z dopłatą.
Z czasem reguły łagodzono i dodawano wyjątki: zasada jednego dziecka obowiązuje dziś tylko 36 proc. rodzin, głównie wielkomiejskich. Prawo do drugiego mają małżeństwa jedynaków i mniejszości etniczne oraz rolnicy – jeśli pierwsza urodziła się dziewczynka. Kontrola urodzeń leży w gestii władz poszczególnych prowincji i regionów, które wprowadzały swoje zasady, dodając prawo do drugiego dziecka a to górnikom, a to rybakom.