Tragiczny bilans katastrofy na Filipinach, w trzy tygodnie po przejściu tajfunu Haiyan, to ponad 5 tys. ofiar i dalsze 1,7 tys. osób uznanych za zaginione. Tajfun zmusił do opuszczenia domów 4 mln osób, zniszczeniu lub uszkodzeniu uległ milion budynków. Dla państw rywalizujących o wpływy w Azji Południowo-Wschodniej akcja pomocowa – naturalna w obliczu tak poważnej katastrofy – stała się okazją do demonstracji politycznej. W połowie listopada w najsilniej dotkniętym regionie znajdowało się pół setki amerykańskich okrętów, w tym jeden lotniskowiec o napędzie atomowym, i głównie dzięki helikopterom startującym z jego pokładu żołnierze mogli dostarczyć żywność kilku milionom osób.
Wojska wysłały także Australia, Wielka Brytania i Japonia. Tysiąc żołnierzy japońskich wyokrętowało się w potwornie zniszczonym mieście Tacloban – była to największa operacja japońskiej armii poza terytorium kraju od drugiej wojny światowej, przy czym niegdysiejsi okupanci witani byli z otwartymi ramionami.
Przy takim wysiłku mikroskopijny był udział Chin skłóconych z Filipinami o przebieg granic na Morzu Południowochińskim. Pekin z początku zaoferował ledwie 100 tys. dol., więcej obiecały m.in. Stolica Apostolska i IKEA. Amerykański komik Stephen Colbert, oburzony chińskim gestem, przez tydzień zebrał wśród swoich widzów kwotę dwuipółkrotnie większą. Ostatecznie druga gospodarka świata wysłała na Filipiny nowoczesny statek szpitalny i przyrzekła 1,6 mln dol. Nadal niewiele, zwłaszcza w porównaniu z dziesiątkami milionów dolarów, które przekazały m.in. Wielka Brytania, Japonia, Kanada, Norwegia, Unia Europejska i zatrudniające tysiące filipińskich robotników państwa znad Zatoki Perskiej.